Aleksandra Mirosław, która bijąc własny rekord globu, została w Seulu mistrzynią świata we wspinaczce sportowej na czas, przyznała, że tytuł ma dla niej większe znaczenie niż rekord.
"Ta wygrana jest wyjątkowa. Rok po igrzyskach jest trudny dla każdego sportowca, który brał w nich udział, więc cieszę się z tego. Myślę, że moja ciężka praca się opłaciła" – podkreśliła mistrzyni olimpijska z Paryża.
31-letnia Mirosław już w eliminacjach pokazała, że będzie w środę trudną do pokonania. W obu biegach uzyskała wyraźnie najlepsze czasy, w tym 6,083, który tylko o 0,02 był gorszy od jej rekordu świata.
"Na poprzednich mistrzostwach świata byłam trzecia, ale szczerze mówiąc, nie myślałam o tym. Chciałam po prostu być tu i teraz, skupić się na kolejnym kroku" – przyznała.
Finał stanowił powtórkę batalii o złoto olimpijskie w Paryżu. Obok Mirosław stanęła bowiem srebrna medalistka ubiegłorocznych igrzysk, Chinka Lijuan Deng. Polka od początku uzyskała nieznaczną przewagę i sprawnie przesuwała się do góry, a gdy zapaliła się lampa kończąca bieg, obok na zegarze pokazał się czas 6,034. To o 0,03 szybciej niż osiągnęła w jednym z eliminacyjnych biegów na igrzyskach w Paryżu.
"Odkąd pierwszy raz pobiłam rekord świata, nigdy o tym już nie myślałam. Chcę po prostu biec i robić swoje. Dla mnie najcenniejsze są tytuły, więc chciałam się skupić i biec szybko w każdej rundzie" – powiedziała.
Mirosław, która przygotowywała się do najważniejszych zawodów w sezonie w Hiszpanii, po raz trzeci usłyszała Mazurka Dąbrowskiego w MŚ. Wcześniej triumfowała w 2018 roku w Innsbrucku i w kolejnym sezonie w japońskim Hachioji. W 2014 roku w hiszpańskim Gijon, jak i w dwóch poprzednich imprezach tej rangi – w 2021 w Moskwie oraz w 2023 w Bernie, uplasowała się na trzecim miejscu. Łącznie ma już zatem sześć medali MŚ.