Przed tym meczem każdy wynik inny niż bardzo wysoka wygrana Benfiki do zera byłby uznawany za sensację. Portugalscy faworyci wygranej zresztą bardzo potrzebowali po stracie punktów z Boca Juniors, a głównym zadaniem Auckland City było stawianie oporu zespołom notowanym tysiące pozycji wyżej.
Sprawdź szczegóły meczu Benfica – Auckland

Orły z Lizbony w Orlando zaczęły od szybkich prób realizacji planu, ale tym razem Auckland – po dotkliwym 0:10 z Bayernem – okazało się znacznie trudniejsze do napoczęcia. Ba, przed upływem 10 minut to Jerson Lagos oddał strzał na bramkę Benfiki. Co prawda zablokowany, ale sygnalizował, że nowozelandzki klub nie chce być tylko statystą i nabijaczem goli.
Niemniej, różnica potencjałów była potężna i Benfica co parę minut szukała otwarcia wyników. Tuż przed upływem 20 minut Akturkoglu w świetnym położeniu uderzył nieznacznie obok bramki, a 5 minut później Angel Di Maria doskonale posłał miękką piłkę nad obrońcami do Pavlidisa, który tylko obił słupek. Dopiero po półgodzinie w prawdziwych opałach był broniący w Auckland Nathan Garrow, który raz po raz musiał interweniować i choć nie zawsze perfekcyjnie, to dosłownie ratował wynik.
Wydawało się, że kibice Benfiki – a poza nimi w Orlando prawie nikogo nie było – w 43. minucie mogą odetchnąć z ulgą. Piłka ugrzęzła w siatce, ale radości nie było, gwizdek zasygnalizował faul w ataku i bramka nie padła. W doliczony czas lizbończycy weszli strzałem Leandro Barreiro z bliskiej odległości, lecz Garrow i tym razem ratował kolegów: wybił łydką. Dopiero pod koniec doliczonego czasu Jerson Lagos faulem doprowadził do rzutu karnego i Angel Di Maria mógł odblokować wynik na sekundy przed zejściem do szatni.
_______________________________________________
Sponsorowane:
Klubowe Mistrzostwa Świata FIFA – każdy mecz za darmo, tylko na DAZN.
Zaloguj się tutaj i zacznij oglądać.
_______________________________________________
Gdy już prowadzenie udało się uzyskać, druga połowa zapowiadała się dla faworytów znacznie spokojniej. Wystarczyło trzymać rywali na dystans, a później punktować ich słabe strony. Jeśli taką miał strategię Bruno Lage, to dała bardzo dobry efekt. Nie minęło 10 minut od wznowienia gry, a Orkun Kokcu zdołał podwoić prowadzenie Benfiki, a 10 minut po nim Renato Sanches precyzyjnym uderzeniem z dystansu podbił wynik na 3:0.
Podział punktów był już jasny (choć, po prawdzie od pierwszego gola powrót wydawał się niemożliwy), a tylko kolejne gole dla Benfiki wydawały się kwestią czasu. Po wejściu w ostatni kwadrans szybki dublet zanotował Leandro Barreiro i zapowiadało się, że więcej atrakcji w meczu nie będzie.
Ale, podobnie jak pierwsza połowa, ta druga zakończyła się rzutem karnym przyznanym Benfice w doliczonym czasie. Już po upływie doliczonych minut VAR pomógł podjąć decyzję i Angel Di Maria ponownie podszedł do wykonania jedenastki. Garrow tym razem go wyczuł, ale czekał ułamek sekundy za długo z interwencją i stracił szansę na zatrzymanie uderzenia. 6:0 przybliża Benficę do awansu.
