W pierwszej rundzie obaj zawodnicy wygrali bez straty seta, a komentatorzy podkreślali, że mimo rozstawienia Ryana Joyce’a niedzielny mecz z Krzysztofem Ratajskim nie miał jasnego faworyta. Jeśli nie miał przed startem, to już pierwszy set go wskazał.
Polish Eagle trafił maxa już w pierwszym legu i miał szansę przełamać ze 164, później z 64, a nawet 40. Nie udało się, ale to nie był problem – punktował zdecydowanie lepiej i w trzeciej rundzie wyrwał przełamanie, by finiszować efektownie ze 135.
Drugi set nie był najwyższych lotów po obu stronach, ale w takich chwilach solidność Polaka ważyła naprawdę dużo. Przy drugiej okazji przełamał, skutecznie zwiększając presję na nierównym Brytyjczyku, który popełniał spore błędy.
Gdy liczyliśmy na mecz wygrany do zera, Joyce odzyskał pewność siebie po skutecznej obronie licznika. W swoim legu wyraźnie zachwiał się Ratajski, nie zamykając z ośmiu punktów. Rywal miał przewagę i ustawił sobie 120 na zamknięcie seta, egzekwując plan bez zarzutów.
Drobne potknięcie czy początek kłopotów? Na szczęście trzeci set okazał się tym pierwszym, choć uskrzydlony Anglik szukał przełamania na starcie czwartej odsłony. Choć był wciąż znacznie lepszy niż w dwóch otwierających setach, to nie skorzystał z okazji. Nie tylko nie przełamał, ale też miał problemy z domknięciem swojego lega – wtedy Ratajski przełamał, otwierając sobie wrota do awansu. W swojej drugiej wizycie Polak zaliczył trzeciego maksa w meczu, by chwilę później zamknąć mecz D16.
Awans do II rundy był uznawany za plan minimum, ale i w meczu 1/16 finału Polak nie wydaje się na straconej pozycji. Swojego rywala pozna dziś wieczorem, będzie nim zwycięzca meczu pomiędzy Gerwynem Price’em a Wesleyem Plaisierem. Kolejny mecz Ratajskiego będzie rozegrany już po świętach.
