Michał Karaś: Muszę zacząć od najgłośniejszej ostatnio kwestii: jak to było ze schematami stałych fragmentów: zostały przypadkiem czy celowo?
João Henriques: To taka zabawa, zostawiłem je na wypadek, gdyby chcieli się podzielić. Czasami tak robię, bo często zmieniamy schematy i można zagrać z rywalem. Z naszej strony to była mała pułapka, ale nie wiemy, czy się podzielili, czy nie. Skoro mówią, że nie przekazali sobie tych schematów, to ja to akceptuję. Dla mnie to i tak była tylko zabawa.
Czyli nie próba rewanżu za przegraną w Pucharze Polski kilka dni wcześniej?
Nie, w Pucharze Polski zagraliśmy po prostu słabo. Zresztą oba zespoły, dla mnie to po prostu nie był dobry mecz. Po meczu przekonywali, że są lepszym zespołem i podjęliśmy wyzwanie. Skoro są lepsi, to niech to potwierdzą w lidze. Wtedy mogliśmy pokazać, że byliśmy znacznie lepsi niż Zagłębie.
Skoro jeszcze jesteśmy przy Zagłębiu: zaczęli sezon średnio, potem było już tylko lepiej, a wam udało się ich złamać. Mówił pan po meczu, że to był Radomiak w najlepszej wersji. Myślicie, że uda się tę wersję utrzymać przeciwko Widzewowi i później?
Zaczęliśmy sezon bardzo dobrze, grając w oparciu o zawodników zgranych, z zeszłego sezonu. Później przyszedł gorszy moment z uwagi na zmiany kadrowe. Zawodnicy dochodzili tydzień po tygodniu, były drobne urazy, sprzedaliśmy (Bruno) Jordão i odczuwaliśmy to w kolejnych tygodniach.
Z czasem zawodnicy pozyskani pod koniec okna zaczęli grać to, czego oczekiwaliśmy. Na przykład, Elves Balde był bez gry od czterech miesięcy. Ibra Camara grał, ale mało. Romario Baro sam mówił, że nie pamięta, kiedy w ostatnim czasie grał 90 minut. Dlatego ich wprowadzenie było trudne. Teraz, gdy są gotowi i mamy przekonanie, że w kolejnych meczach będziemy poprawiać grę. Dobra gra nie jest gwarancją sukcesu, ale chcemy walczyć co mecz. I coraz częściej jesteśmy blisko wygrywania meczów, a tego oczekujemy.
Więc, poza losowymi czynnikami jak kontuzje, obecna forma jest już zgodna z oczekiwaniami?
Tak, poprawiamy się od meczu z Piastem. W Lublinie było lepiej, zagraliśmy tam dobry mecz. A ten ostatni jeszcze lepszy. Rośniemy, nabieramy pewności, budujemy dalej. W lidze seria jest bardzo korzystna, chcemy ten rytm utrzymać. To niełatwe, bo każdy mecz stanowi wyzwanie, ale czujemy się dobrze w tym momencie, w którym się znaleźliśmy.

"Dwa gole muszą wystarczyć do wygranej na wyjeździe"
Radomiak jest trochę drużyną kontrastów: prawie nikt nie strzela więcej od was, choć najlepszym strzelcem jest obrońca. Z drugiej strony tracicie też sporo i to wydaje się ciążyć najmocniej.
Pod względem goli strzelonych od mojego przejęcia drużyny, szliśmy dokładnie w tym kierunku, bo jestem ofensywnym trenerem. Moja mentalność to ofensywa i gole. To cieszy. Od stycznia do teraz średnia goli jest dobra, aktualnie prawie dwa na mecz. I to będziemy kontynuować, ponieważ takie jest nasze DNA, nasza mentalność to tworzenie sytuacji i gole.
Dynamika też się poprawiła, więcej bramek pada dzięki zawodnikom na skrzydłach. Mamy dziś dwóch bocznych obrońców z bramkami, bo Zie (Ouattara) trafił z Motorem, a Jan (Grzesik) też zaczynał sezon na tej pozycji. Takie rzeczy bardzo cieszą.
Ale obrońcy muszą też zatrzymywać akcje rywali...
Nie lubimy tracić goli, jasne. Ale czasem tak mocno angażujemy się w ofensywę, że drużyna nie jest odpowiednio zbalansowana. Zdarzały się zwłaszcza błędy indywidualne, które nie są typowe. Jest trochę do poprawy, bo chcemy tracić mniej goli. Ale jeśli wygramy 5:4, to dla mnie jest OK. Do wygranej najważniejsze jest strzelanie goli, teraz pracujemy nad ograniczeniem straconych.
Jak mówiłem zawodnikom: jeśli jedziemy do Lublina i zdobywamy dwa gole, to to nie może być tylko remis. Przecież zdobyliśmy dwa gole na wyjeździe. W Katowicach też strzeliliśmy dwa, ale straciliśmy trzy. Dwa gole muszą wystarczyć do wygranej na wyjeździe. Nad tym właśnie pracujemy, musimy być bardziej zbalansowani, mniej naiwni. Ale najwięcej straciliśmy w tym trudnym okresie, o którym mówiłem.
"Nasz cel: redukujemy błędy"
Wystarczą zmiany taktyczne i praca z obecnymi zawodnikami czy zimą ruszycie na rynek?
To przede wszystkim kwestia redukcji błędów indywidualnych i nad tym pracujemy. Potrafimy prowadzić 4:0 i dać rywalowi gola w sytuacji, do której nie powinniśmy dopuścić. Nie chodzi o jakość piłkarzy, bo mamy dobrych obrońców. Zresztą błędy przydarzają się niezależnie od pozycji. Nasz cel: redukujemy błędy, utrzymujemy skupienie i pewność w meczu. Bo możemy prowadzić wysoko, ale skupienie spada na moment i tracimy niepotrzebnie bramkę.

Mimo wszystko to jest najlepszy start Radomiaka od awansu do Ekstraklasy.
Zaczęło się świetnie, wygraliśmy z dobrymi klubami (Pogonią i Rakowem), z bilansem 9-3 po trzech kolejkach. Tego chcemy. Ostatnie trzy kolejki tak samo: sześć strzelonych, trzy stracone. Ale niestabilność w okresie przejściowym – tego musimy unikać. Skumulowały się wtedy czynniki jak transfery, urazy. Trudno było osiągnąć równy poziom przygotowania zespołu i łatwo o błędy. To już za nami.
A propos urazów – wiosną dołączyłem do fanklubu Capity Capemby. Ale od sierpniowego urazu jeszcze nie odpalił. Kiedy możemy znów zobaczyć, jak czaruje?
Kiedy przyszedłem do klubu, on dochodził do siebie po poważnej kontuzji. Musimy postępować ostrożnie, bo jest wybuchowym piłkarzem, o wielkiej szybkości. Po meczu potrzebuje więcej czasu na regenerację i tego czasu chwilami mu brakuje. Dlatego może być na ławce i z niej wejść, bo nie chcemy żadnych niespodzianek. Od stycznia do maja był wyjątkowy, ale zbyt wiele meczów w pełnym wymiarze może go przeciążyć, on wcześniej prawie w ogóle nie grał po 90 minut tydzień w tydzień. Dla niego to też proces, musimy tym zarządzać z głową. On się uczy, jego ciało też. Wysiłek trzeba równoważyć i mamy nadzieję, że wkrótce będzie mógł grać częściej, więcej i na wysokim poziomie.
"Ekstraklasa będzie rosła i to widać"
A jak z pana zmęczeniem? Mówił pan o sobie, że przychodzi do pracy pierwszy, wychodzi ostatni, ale wciąż się uśmiecha. Zresztą teraz też. Bez przytyków do Radomia, ale nie gracie w pucharach ani o mistrza, więc skąd ten uśmiech?
Bo uważam, że dobre środowisko tworzy dobrą energię, a ona daje dobre wyniki. Gdzie bym nie pracował, taką energię chciałbym wnosić. Kiedy tu przyszedłem, miałem trochę wrażenie jakby nad klubem wisiała chmura, lało non stop, a wszyscy byli zamknięci. Staram się dać oddech, uśmiech, otworzyć ludzi. W Portugalii patrzymy w niebo i świeci słońce. No, zwykle świeci. Więc chcę, żeby w Radomiu też tak było. Dobra atmosfera na treningach jest bardzo ważna, w biurach też. W sztabie i administracji, zamiast skupiać się na problemach, staramy się szukać rozwiązań.
Tak pracuję i oczywiście ambicją jest powrót do gry w pucharach, w końcu pracowałem w klubach walczących o najwyższe cele. Ta ambicja wciąż jest i nie zadowolę się staniem w miejscu. Jestem bardzo ambitny i skoro jestem w Radomiaku, to chcę osiągnąć z Radomiakiem tyle, ile się da, z pomocą wszystkich wokół. Mamy ósme miejsce, ale to nas nie zadowala. Chcemy być lepsi. Znamy realia, ale przeciwko tym realiom zamierzam walczyć z uśmiechem.
Realia: jakie są te ekstraklasowe z perspektywy Portugalczyka? W końcu ma pan za sobą pierwszy solidny spór z sędzią, pierwszą prowokację z innymi trenerami, chwile dużej uwagi mediów.
W Portugalii media są bardziej wymagające (śmiech). W końcu to południe Europy, jest więcej konfrontacji, więcej napięć i to jest trudniejsze. A Ekstraklasa początkowo była dużą niespodzianką. Teraz już ją znam, jest mi tu dobrze, ale byłem zdziwiony. Liga rośnie i goni te czołowe na każdym froncie. Lepsi trenerzy, zawodnicy – i Polacy idący za granicę, i coraz lepsze transfery do ligi – lepsze inwestycje.
Ekstraklasa będzie rosła i to widać, są cztery kluby w Lidze Konferencji po tym, jak dwa doszły do ćwierćfinału. Krok po kroku i już za rok czy dwa widzę nie cztery w LK, ale już jeden w Lidze Mistrzów, jeden w Lidze Europy, a reszta w LK. Liga ma jakość, stadiony mają jakość, kibiców przybywa, mecze bardziej atrakcyjne. W Polsce prawie nie ma meczów bez goli, czyli jest widowisko.
"Z moją ambicją też mogę tu coś osiągnąć"
Wspomniał pan o ambicji. Kibice Radomiaka powinni się obawiać powtórki z Bruno Baltazara i odejścia przed końcem kontraktu?
Nie, jestem skupiony na pracy tutaj. Oczywiście w futbolu nigdy nie wiadomo, co wydarzy się jutro. W końcu szykujemy piłkarzy do transferów, żeby klub miał przychody. I z trenerami nie jest inaczej: kiedy ktoś osiąga wyniki, może dostać zaproszenie do innego projektu. I jeśli to jest dobre dla wszystkich stron, to może dojść do zmiany. Bo Radomiak czy inny Juventus nie kończą się z odejściem trenera, taka jest dynamika tego biznesu. Więc nie zadeklaruję, że nigdy nie odejdę, ale satysfakcjonuje mnie bardzo praca tutaj i zrobię wszystko, żeby klubowi pomóc.

Zatem teoretycznie: gdyby pan miał wybrać kierunek, to byłaby to ojczyzna i kolejne zwycięstwo nad Porto czy jednak nowy kraj i nowa liga?
W Ekstraklasie jest mi bardzo dobrze i chętnie kontynuowałbym pracę tutaj. Gdyby to nie było możliwe, oczywiście Portugalia to dla mnie zawsze otwarte drzwi, bo to mój dom, ligę znam dobrze. Ale przed Radomiakiem byłem blisko umowy z klubem ze Szwecji, więc w przyszłości wszystko się może zdarzyć. Na razie doceniam potencjał Polski. Pracuję tu z dużą satysfakcją, liga jest konkurencyjna i walka o puchary nie jest zamknięta, o tytuły też. Więc z moją ambicją też mogę tu coś osiągnąć.
Gdyby udało się z Radomiakiem załapać do Europy, byłaby dodatkowa radość z zainteresowania pana pracą w ojczyźnie?
Nie, w Portugalii prowadziłem przecież Vitórię Guimarães, największy klub poza wielką trójką. Oczywiście dobra praca za granicą poprawia wizerunek, ale w Portugalii już mnie znają, mam za sobą dobre sezony – właśnie to otworzyło mi drogę za granicę. A odkąd dobrze mi poszło z Olimpiją w Europie, najbardziej chcę się sprawdzić na tym polu. Że dam radę w Lidze Mistrzów, Europy, Konferencji. Z moimi doświadczeniami mogę powiedzieć, że będę gotowy na każde wyzwanie, które jeszcze przede mną.