Spotkanie w Capital One Arena miało dość niecodzienny przebieg. Pierwsza tercja to istna wymiana ciosów z obu stron – gospodarze trzykrotnie obejmowali prowadzenie, ale najdłużej cieszyli się z niego trzy minuty, m.in. na 3:3 Jonah Gadjovich wyrównał 31 sekund po tym, jak miejscowi uzyskali trzeciego gola.
"To był szalony fragment gry. My strzelamy, oni odpowiadają i vice versa" – ocenił zdobywca jednego z goli dla Capitals Connor McMichael, który miał też asystę.
Była 16. minuta meczu i chyba nikt się nie spodziewał, że był to łabędzi śpiew gości. W drugiej tercji już tylko gospodarze utrzymali strzelecką regularność i m.in. dzięki dwóch asystom Owieczkina, któremu brakuje sześciu trafień, by wyrównać osiągnięcie legendarnego Gretzky'ego (894 gole), strzelili trzy kolejne bramki, odskakując na 6:3. Trzecia odsłona nie przyniosła zmiany rezultatu.
Drużyna z Waszyngtonu, która wygrała dziewięć z ostatnich 10 spotkań, powiększyła dorobek do 102 punktów i jest obecnie najlepsza w lidze oraz jako jedyna może się już szykować do play-off. Dwa "oczka" mniej mają najlepsi na Zachodzie Winnipeg Jets.
"Pantery" z 87 pkt plasują się na trzeciej pozycji na Wschodzie, także za Carolina Hurricanes - 88. W sobotę zakończyły sześciomeczową sesję wyjazdową z bilansem 2-4.
"Mieliśmy trochę problemów i kilka trudnych wieczorów w tej delegacji. To było sześć trudnych spotkań i oczywiście chcielibyśmy przywieźć więcej zwycięstw, co najmniej połowę, ale nie zamierzamy zwieszać głów. Sezon się jeszcze nie skończył" – ocenił szkoleniowiec ekipy z Florydy Paul Maurice.
Najdłuższą serią wygranych mogą się obecnie pochwalić St. Louis Blues. Zwycięstwo 4:1 nad Chicago Blackhawks było ich piątym z rzędu. Z 79 punktami są na ósmym miejscu na Zachodzie i liczą się w walce o play-off.