Floryda jest nazywana "słonecznym stanem" i może nie kojarzyć się z zimową dyscypliną, za jaką uchodzi hokej na lodzie. Jednak to właśnie drużyny z tej części USA regularnie od 2020 roku docierają do wielkiego finału NHL, a w tym czasie trzykrotnie sięgnęły po Puchar Stanleya – w latach 2020-21 najlepsi byli hokeiście Tampa Bay Lightning, a przed rokiem pierwszy triumf w historii święciły "Pantery".
Z drugiej strony Kanada, ojczyzna hokeja na lodzie, czeka na taki sukces od 32 lat. W 1993 roku zwyciężył zespół Montreal Canadiens, a później nastąpiła seria triumfów ekip amerykańskich.
"Pantery" mogą ją przedłużyć. W czwartym finale powalczą o drugi triumf. Przed rokiem pokonali Oilers 4-3.
Do wielkiego finału awansowały pokonując kolejno w play-off Lightning 4-1, Toronto Maple Leafs 4-3 i w rywalizacji o prymat w Konferencji Wschodniej Carolina Hurricanes 4-1.
"Nafciarze" po raz dziewiąty awansowali do decydującego etapu zmagań o najcenniejsze hokejowe trofeum. Na szósty triumf czekają od 1990 roku, kiedy byli najlepsi po raz piąty w ciągu siedmiu lat, głównie dzięki legendarnemu Wayne'owi Gretzky'emu.
Ich droga do finału wiodła przez serie z Los Angeles Kings, wygraną 4-2, Vegas Golden Knights 4-1 i Dallas Stars 4-1.
Kiedyś do sukcesów prowadził zespół z Edmonton Gretkzy, a obecnie to drużyna dwóch gwiazd – Kanadyjczyka Conora McDavida, który w play-off zaliczył już 26 punktów za sześć goli i 20 asyst, oraz Niemca Leona Draisaitla - 25 (7+18).
"Znów szykuje się niesamowita walka. Wiemy, do czego ten duet jest zdolny. Myślę, że nie ma drugiej takiej pary na świecie" – przyznał napastnik Panthers Sam Reinhart, który w ubiegłorocznym finale strzelił rozstrzygającego gola na 2:1 w siódmym, decydującym spotkaniu finałowym.
Uwaga rywali i kibiców będzie skupiona na duecie McDavid – Draisaitl, ale trener ekipy z Florydy zwrócił uwagę na ulepszoną wersję defensywy Oilers.
"Jeśli spojrzeć na ich mocne strony, to w zeszłym roku mocno stawiali na ofensywę, ale nasza taktyka w obronie zdała egzamin. Teraz sytuacja nieco się zmieniła. Oni poprawili się w defensywie, ale z kolei my jesteśmy silniejsi w ataku. Zatem obie drużyny zrobiły postęp względem ubiegłorocznego finału" – tłumaczył Paul Maurice.
Jego zespół wygrał obie potyczki w sezonie regularnym - 6:5 w Kanadzie i 4:3 na własnym lodowisku. Obie były zacięte i oczekuje się powszechnie, że podobnie będzie w finale.
"Mam nadzieję, że odrobiliśmy lekcje po ubiegłorocznej serii, jak i dwóch meczach w tym sezonie. Wydaje mi się, że jesteśmy trochę dojrzalsi, lepiej wiemy, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach, ciężej nas złamać, no i jako drużyna jesteśmy bardziej zbilansowani" – zaznaczył Draisaitl.
Do powtórki finału sezon po sezonie dojdzie po raz 12. w historii NHL. Dotychczas siedmiokrotnie górą byli obrońcy Pucharu Stanleya, a cztery razy pretendentom udało się pokonać mistrzów. Tak było właśnie, kiedy ostatnio doszło do podobnej sytuacji – w 2009 roku Pittsburgh Penguins zrewanżowali się Detroit Red Wings za porażkę w sezonie 2007/08. Od czasu wprowadzenia play off z udziałem 16 drużyn nikt nie bronił trofeum.
Finałowa seria do czterech zwycięstw rozpocznie się w środę czasu lokalnego w Edmonton. Kolejne spotkanie odbędzie się tam w piątek. Później zespoły przeniosą się na dwa mecze do Sunrise, gdzie grają Panthers. Oba miasta dzieli 2540 mil, czyli prawie 4100 km. To największa odległość między finalistami Pucharu Stanleya w sięgającej 1917 roku historii ligi.
Najpóźniej triumfator rozgrywek będzie znany 20 czerwca.