Spotkanie w UBS Arena, które obserwowało z trybun 14 723 widzów, było niezwykle wyrównane (m.in. 29:28 w strzałach) i do końcowej syreny trzymało w napięciu.
Prowadzenie gospodarzom zapewnił Kyle Palmieri, który w 17. minucie wykorzystał okres gry w przewadze i strzałem z ostrego kąta pokonał Connora Hellebuycka.
Po półtorej minuty drugiej tercji na 2:0 podwyższył Brock Nelson, ale osiem minut później Josh Morrissey, podczas gry w przewadze, zdobył kontaktowego gola, a pomogła mu w tym... łyżwa rywala, od której odbił się krążek i zmylił bramkarza Islanders.
W 45. minucie Ryan Pulock uzyskał trzeciego gola dla nowojorczyków, ale osiem minut później Nikolaj Ehlers ponownie zmniejszył straty gości. Mimo zaciętych ataków Jets w końcówce i wycofania bramkarza, rezultat już się nie zmienił.
"Wiedzieliśmy, z kim gramy i mieliśmy świadomość, że tylko wspólny wysiłek całego zespołu może nam przynieść sukces. I tak się dokładnie stało. Z takim rywalem, jak Jets, nie możesz mieć słabych ogniw i my ich nie mieliśmy. Solidnie zapracowaliśmy na to zwycięstwo" – ocenił trener "Wyspiarzy" Patrick Roy.
Jego drużyna z dorobkiem 63 pkt jest szósta w Metropolitan Division i 13. na Wschodzie, ale z niewielką stratą do miejsc gwarantujących udział w play-off. Prowadzą w tej "połówce" ligi Washington Capitals – 86 pkt.
Jets, mimo trzeciej z rzędu porażki, z 88 pkt są najlepszą drużyną nie tylko Dywizji Centralnej, ale też Konferencji Zachodniej i całej ligi.
"To nie był nasz zły mecz. Gra, tempo, zaangażowanie, presja. To wszystko było na właściwym poziomie. Ale jesteśmy w dołku, jeśli chodzi o strzelanie bramek. Tego nam brakuje. Jednak w trakcie sezonu wszystkie zespoły przez to przechodzą, więc musimy konsekwentnie robić swoje i jestem przekonany, że kryzys minie" – podkreślił szkoleniowiec kanadyjskiej ekipy Scott Arniel.