Spotkanie rozpoczęło się raczej spokojnie, jeśli chodzi o wynik, ale za to bardzo intensywnie, jeśli mamy na myśli poszczególne wymiany. Obaj zawodnicy chcieli zdominować wydarzenia na korcie i uderzali bardzo mocno, co jednak zwykle nie robiło wielkiego wrażenia na rywalu. Pilnowali też swoich serwisów, ponieważ w czterech pierwszych gemach daleko było do jakiegokolwiek break pointa.
W piątym gemie w niemałe tarapaty wpadł Hurkacz, który doprowadził do stanu 15-40, dzięki czemu Djoković miał dwie piłki na przełamanie i z pewnością zdawał sobie sprawę z ich wagi w meczu z tak dobrze serwującym zawodnikiem jak Polak. "Nole" od tego momentu do końca gema niewiele jednak mógł zrobić, ponieważ wrocławnianin wygrał cztery piłki z rzędu, w dużej mierzej dzięki właśnie serwisowi.
Returnujący zawodnik za każdym razem robił co mógł, by zagrozić serwującemu, ale patrząc na wynik trudno nie odnieść wrażenia, że podanie miało dzisiaj bardzo duże znaczenie. Od stanu 3:3 do 5:5 odbierający zawodnicy wygrali bowiem tylko po jednym punkcie.
Stres związany ze zbliżającym zakończeniem się partii dał się jednak we znaki obu z nich. Najpierw Hurkacz nie doprowadził co prawda do break pointa dla rywala, ale serwował przy równowadze, której kibice w Genewie długo już nie widzieli na tablicy wyników.
Potem za to wydarzyła się zupełnie nieoczekiwana sytuacja, ponieważ pogubił się tak niezwykle doświadczony Djoković. Przy stanie 5:6 i własnym serwisie Serb raz wpakował piłkę w siatkę, raz narzekał na jakość kortu po zagraniu Hurkacza i odbiciu się piłki na jego stronie kortu, potem w dość prostej sytuacji huknął piłkę w taśmę, po czym ta wyleciała na aut, aż wreszcie przy piłce setowej dla Polaka popełnił jedyny w meczu podwójny błąd serwisowy. W tak mało romantyczny sposób Hurkacz zgarnął więc pierwszą odsłonę meczu też przed tie breakiem.
W drugiej partii było zdecydowanie więcej gry na przewagi i przy stanie równowagi, ale break pointów wciąż było jak na lekarstwo. Niektóre wymiany miały nawet po kilkanaście uderzeń, więc nie można powiedzieć, że serwujący zawodnicy zupełnie dominowali na korcie, ale jednak ostatecznie to oni zwykle zapisywali punkty i gemy na swoją korzyść.
Jedynego break pointa w pierwszej części drugiego seta miał Djoković, a miało to miejsce już w gemie otwarcia. Hurkacz wyszedł jednak z opresji i spokojnie prowadził wyrównaną grę z wielkim rywalem. Ten za to momentami bardzo się frustrował, gestykulował na korcie i ironicznie śmiał po nieudanych zagraniach. Nie było to nic, czego byśmy nie znali z gry Serba na przestrzeni całej jego kariery.
Tym razem jednak w końcówce seta Serb pokazał swoją klasę. Bez przełamań doszliśmy do tie breaka, w którym 24-krotny zwycięzca Wielkich Szlemów zagrał na wyższych obrotach, regularnie meldował się przy siatce, grał skrótami i wolejami, a w efekcie zepchnął Hurkacza do defensywy od samego początku i budował swoją przewagę. Polak ani razu nie prowadził w tie breaku i przegrał do dwóch punktów.
Trzecia partia zaczęła się idealnie dla Hurkacza, który od razu na jej starcie dostał zaledwie drugiego break pointa w meczu. Serb wyrzucił w nim piłkę na aut, więc wrocławianin był na pole position. Zwłaszcza, że po chwili do zera wygrał gema przy swoim serwisie.
W kolejnych gemach wróciliśmy do standardowej sytuacji, w której obaj bardzo pewnie, do zera lub do 15 wygrywali swoje podanie. Niestety nadszedł moment, gdy były lider światowego rankingu ATP się obudził i zdominował Polaka. Ten serwował przy stanie 4:3, ale wpadł w stan 15-40, więc Djoković miał dwie piłki na przełamanie. Pierwszą Hurkacz jeszcze obronił, ale przy drugiej to jego utytułowany rywal przejął inicjatywę na korcie i wyrównał stan meczu.
Oczywiście Serb był wówczas na fali, a Polak mógł wpaść w niemały dołek po zaprzepaszczeniu takiej okazji w finale z tak mocnym rywalem, ale na szczęście do końca seta zabrakło nie tylko przełamań, a także break pointów, więc po trzech godzinach gry wszystko miało rozstrzygnąć się w tie breaku.
Niestety w nim Hurkacz nie zaprezentował swojego najlepszego tenisa, ponieważ aż cztery razy wyrzucił piłkę w aut przy uderzeniu forhendem. Podobnie jak w drugim secie, Serb dzięki błędom rywala zyskał szybko przewagę w tie breaku i ponownie dostał aż cztery piłki setowe, z których wykorzystał już pierwszą.
Tym samym wygrał swój setny turniej ATP w karierze, a jednocześnie ósmy raz w ósmym bezpośrednim starciu pokonał Hurkacza.