Śląsk musiał sobie radzić w środę m.in. bez Jakuba Nizioła, Stefana Dordevica oraz Dejona Davisa. Mimo wszystko wrocławianie długo walczyli z przeciwnikiem z Włoch jak równy z równym.
Początek meczu to była wymiana ciosów i żadna z drużyn nie potrafiła zdominować rywala. Tak było do stanu 10:10. Kolejny fragment Śląsk wygrał 12:4 i wydawało się, że wrocławianie przejęli inicjatywę. Jednak jeszcze w tej samej kwarcie przyjezdni zdołali doprowadzić do remisu (26:26).
W drugiej obraz gry się nie zmienił i wynik był remisowy lub bliski remisu. Po skutecznej próbie Tymoteusza Sternickiego z dystansu Śląsk odskoczył na 32:29 i było to najwyższe prowadzenie wrocławian w tym fragmencie meczu. W końcówce sztuka ta udała się Włochom i to oni w połowie spotkania minimalnie wygrywali (47:44).
Po dłuższej przerwie nadal trwała wyrównana walka i żaden z zespołów nie potrafił uzyskać większej niż cztery punkty przewagi. Umana na początku trzeciej kwarty prowadziła 56:52, ale pod koniec to Śląsk wygrywał 71:67.
Decydujący okazał się początek ostatniej kwarty. Po trafieniu Jakuba Urbaniaka wrocławianie prowadzili 73:69, ale kolejny fragment przegrali 2:16 i goście odskoczyli na 10 „oczek” (85:75). Trener Bagatskis poprosił o czas, ale przerwa nic nie zmieniła. Po wznowieniu gry miejscowi przeprowadzili kolejną nieskuteczną akcję, a rywale najpierw wykorzystali dwa rzuty wolne, a następnie Stefan Nikolic zaliczył przechwyt i przeprowadził akcję dwa plus jeden. Po niej zrobiło się 89:75.
Wrocławianie znaleźli się w trudnej sytuacji, ale próbowali jeszcze gonić rywali. Zaliczyli nawet serię 7:0 (82:89), ale goście nie dali już sobie wydrzeć wygranej. Śląsk przegrał 92:104 i to jego pierwsza porażka w Pucharze Europy przed własną publicznością.
