Dyrektor sportowy Legii Aaron Cel zapowiadał przed rozpoczęciem tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, że stołeczny zespół zamierza "napsuć krwi" rywalom i już w pierwszym występie drużyna mocno postawiła się wicemistrzom Litwy, w ich wypełnionej kibicami 11-tysięcznej hali. Do połowy trzeciej kwarty legioniści toczyli z bardziej obytym na międzynarodowej arenie faworytem grupy A wyrównany pojedynek.
Główne roli odgrywali w nim Amerykanin z Legii Jayvon Graves (23 punkty w meczu), który w poprzednim sezonie występował w barwach... Rytas, a w zespole gospodarzy jego rodak Jerrick Harding, który w sierpniu otrzymał polskie obywatelstwo i jest przymierzany do występów w reprezentacji biało-czerwonych.
Gdy na początku drugiej połowy w zdobywanie punktów włączył się Andrzej Pluta (16 z 22 drużyny w trzeciej kwarcie), goście walczyli z Rytasem jak równy z równym. Przełomowa okazała się 25. minuta spotkania. Przy remisie 61:61 doszło wówczas do groźnego upadku Hardinga - przy próbie wsadu spadł w niekontrolowany sposób na parkiet z wysokości obręczy, której próbował się przytrzymać.
Do tego momentu, jak zwykle, imponował skutecznością - w 20 minut zdobył 20 punktów, miał też trzy zbiórki i dwie asysty. Zawodnik długo nie podnosił się z parkietu, po kilku minutach został zwieziony z boiska i już nie wrócił do gry.
Po wznowieniu meczu to zespół gospodarzy odzyskał prowadzenie i w czwartej kwarcie powiększył je do najwyższej w meczu, 12-punktowej różnicy (88:76). Legioniści, w szeregach których zabrakło Ojarsa Silinsa, który na początku decydującej kwarty opuścił boisko po drugim faulu niesportowym, próbowali jeszcze odrabiać straty w ostatnich czterech minutach, ale ich akcjom brakowało skuteczności.
