Koszykarze Legii, którzy wrócili do najwyższej klasy rozgrywek FIBA po dwóch sezonach, mimo niezłej defensywy i walki do końca nie potrafili w wypełnionej niemal w komplecie hali Torwar „zgasić” ognia rywali, którzy mają ten żywioł w logo i nazwie – Promitheas (Prometeusz według greckiej mitologii przyniósł ogień ludziom). Nie pomógł im też doping piłkarzy Legii i siatkarzy Projektu Warszawa, którzy z miejsc VIP oglądali przebieg rywalizacji na parkiecie.
Sprawdź szczegóły meczu Legia - Promitheas
Pierwsza kwarta była chaotyczna w wykonaniu zawodników obydwu zespołów. Legioniści przegrywali 2:8, ale po czasie wziętym przez estońskiego trenera Heiko Rannulę ich gra się uspokoiła, a akcje stały się bardziej płynne. Doprowadzili do remisu 8:8, a po rzutach kapitana Michała Kolendy wygrywali 17:12.
Lepsza defensywa w drugiej odsłonie, walka pod tablicami oraz aktywność w ataku podkoszowego Shane’a Huntera (10 pkt i 7 zbiórek do przerwy) pozwoliła mistrzom Polski uzyskać przewagę w drugiej kwarcie (29:18). Rywale zniwelowali ją w samej końcówce rzutami zza linii 6,75 m i po 20 minutach było tylko 33:32 dla lidera tabeli Orlen Basket Ligi.
I właśnie tak zacięta jak końcówka drugiej kwarty była cała druga połowa. Jednak to rywale częściej niż legioniści dyktowali warunki gry. Prowadzili 42:38 w trzeciej kwarcie, ale dwa z rzędu rzuty zza linii 6,75 m reprezentanta kraju Andrzeja Pluty przywróciły Legii minimalną przewagę (46:42).
Mistrzowie Polski mieli spory problem z zatrzymaniem lidera Greków Amerykanina Leytona Hammondsa, znanego z polskich parkietów (Arka Gdynia w sezonie 2019/2020). To po jego dwóch „trójkach” ekipa z Patras prowadziła najwyżej w tym spotkaniu – 58:49 w 33. minucie. To zmusiło szkoleniowca Legii do wzięcia czasu.
Jego uwagi podziały mobilizująco. Za trzy punkty trafił Kolenda, a potem dwa wolne wykorzystał Hunter i na 51 sekund przed końcem warszawiacy mieli tylko dwa punkty straty 61:63. Potem przegrywali 63:65, ale ostatnie słowo należało do Hammondsa. Trafił za trzy punkty, gdy zegar wskazywał 15 sekund do zakończenia meczu.
"Zabrakło, znowu, troszeczkę egzekucji w ataku. W obronie nie było tak źle, choć parę błędów istotnych w końcówce. Mogliśmy zrobić lepszą robotę w zbiórce w defensywie. Zabrakło przede wszystkim opanowania, zimnej głowy w całym meczu. Póki co gramy w Lidze Mistrzów nerwowo, zbyt nerwowo" – powiedział PAP Andrzej Pluta.
Rytas Wilno, który przed tygodniem pokonał Legię 93:85, tym razem uległ w Heidelbergu zespołowi MLP Academics 83:92. Niemcy za tydzień podejmą mistrzów Polski w 3. kolejce.