Dlaczego mecz ten przeszedł do historii zanim jeszcze się zaczął? Otóż pierwszy raz w dziejach najlepszej koszykarskiej ligi świata mieliśmy sytuację, w której mierzyły się ze sobą zespoły będące w trakcie serii 15 i 10 wygranych meczów. Dodatkowo pierwszy raz w historii odbył się pojedynek zespołów z dwóch różnych konferencji, w którym oba zespoły miały współczynnik minimum 0.850 (85%) wygranych meczów w tym sezonie.
Finalnie przerwana została dłuższa ze zwycięskich serii, bo górą z tego starcia wyszli grający na swoim parkiecie Cavaliers. Prowadzenie zmieniało się jednak maksymalnie co kilka akcji na przestrzeni całego meczu i dopiero w czwartej kwarcie na czele utrzymywali się gospodarze, który nie dali się już dogonić.
Nieoczekiwanie ich liderem był środkowy Jarrett Allen, który zdobył 25 punktów i miał 11 zbiórek. Podobnym double-double popisał się Evan Mobley - 21 punktów, 10 zbiórek. Gorzej radzili sobie obwodowi - Donovan Mitchell, czyli największa gwiazda Cavaliers, rzucił w tak ważnym meczu tylko 11 punktów, trafiając zaledwie trzy z 16 prób z gry.
Thunder niezmiennie prowadził Shai Gilgeous-Alexander, który zdobył 31 punktów, a jego linijka statystyczna to także pięć zbiórek, cztery asysty, trzy przechwyty i dwa bloki. Poza tym świetnie spisywał się Jalen Williams, który zapisał na swoim koncie 25 oczek, ale nie dało to zwycięstwa.
Oba zespoły pozostają na czele swoich konferencji. Cavaliers prowadzą na Wschodzie z bilansem 32 zwycięstw i czterech porażek, a Thunder na Zachodzie mając 30 wygranych i sześć przegranych na koncie.
Do drugiego i ostatniego bezpośredniego starcia tych zespołów w tym sezonie dojdzie już w przyszłym tygodniu, ale tym razem w stanie Oklahoma.