Obecni mistrzowie ligi zajmują drugie miejsce w Konferencji Wschodniej i tej nocy udali się do Minnesoty, gdzie mierzyli się z Timberwolves, którzy nie do końca potrafią sprostać oczekiwaniom kibiców i ekspertów na ten sezon. Nie udało im się dziś odnieść ważnego zwycięstwa, choć toczyli z Celtics wyrównany bój i mimo że przegrywali przez zdecydowną większość meczu, to w ostatniej części gry potrafili jeszcze wyjść na jednopunktowe prowadzenie. Ostatnie słowo należało jednak do Celtów.
Pod nieobecność Jaylena Browna gości do zwycięstwa poprowadził Jayson Tatum, który zdobył aż 33 punkty, do których dołożył osiem zbiórek i dziewięć asyst. Niezwykle ważne dla wygranej było też 26 oczek rzuconych przez Derricka White'a.
Po stronie pokonanych szarpał Julius Randle, który wywalczył 27 punktów, ale zabrakło mu wsparcia Anthony'ego Edwardsa, dla którego 15 zdobytych punktów to zdecydowanie poniżej średniej.
Los Angeles Lakers pokonali u siebie 114:106 jedną z najgorszych drużyn tego sezonu - Portland Trail Blazers. Show skradł kolejny kapitalny występ LeBrona Jamesa, który kilka dni temu obchodził 40. urodziny. Tym razem weteran zdobył aż 38 punktów, prowadząc swój zespół do wygranej, która dała Lakers szóstą pozycję w Konferencji Zachodniej na tym etapie sezonu.
Bardzo rzadkim wyczynem popisał się cztery lata młodszy od Jamesa Stephen Curry. Lider Golden State Warriors co prawda regularnie rzuca 30 punktów w meczu i trafia kilka trójek, ale nawet mu rzadko zdarza się taka sztuka, by trafić zza łuku aż ośmiokrotnie i co najważniejsze - ani razu nie spudłować. Tak stało się dzisiaj, a jego Warriors zupełnie rozbili Philadelphię 76ers 139:105.