Po dwóch niespodziewanych porażkach w swojej TD Garden Boston Celtics przyjechali do Nowego Jorku na rywalizację z Knicks postawieni pod ścianą. Jeśli gospodarze wygraliby trzecie spotkanie, niemal zapewniliby sobie awans do Finałów Konferencji. Goście odpowiedzili jednak w wielkim stylu, kontrolowali wynik meczu i wygrali 115:93.
W dwóch pierwszych meczach Celtowie zupełnie stracili skuteczność w rzutach z dystansu - trafili w nich łącznie 25 ze 100 prób. Tym razem w koszu kończyła ich co druga taka próba, a łącznie trafili aż 20 trójek.
Niespodziewanym liderem punktowym przyjezdnych był Payton Pritchard, który zdobył 23 punkty, a jedno oczko mniej zapisał na swoim koncie Jayson Tatum.
Dla gospodarzy wynik próbował ciągnąć Jalen Brunson, który skończył z 27 punktami, ale zabrakło mu pomocy kolegów, którzy nie byli najlepiej dysponowani. Knicks wciąż mają szansę na utrzymanie przewagi parkietu przy ewentualnym zwycięstwie w meczu numer cztery.
Koszykarze Golden State Warriors robią wszystko, by jak najbardziej przedłużyć serię z Minnesotą Timberwolves, by do gry zdążył wrócić ich lider - Stephen Curry. W meczu numer trzy ta sztuka się nie udała, ponieważ goście wygrali 102:97 i prowadzą w serii 2-1.
Timberwolves uzyskali 10-punktowe prowadzenie już w pierwszej połowie, ale w trzeciej kwarcie to Warriors odskoczyli na kilka oczek. Ostatnia kwarta należała jednak do przyjezdnych, którzy zapewnili sobie w niej wygraną.
Anthony Edwards rzucił aż 36 punktów, a triple-double zanotował Julius Randle - 24 punkty, 10 zbiórek, 12 asyst.
Po stronie gospodarzy dwoili się i troili Jimmy Butler i Jonathan Kuminga, którzy zdobyli kolejno 33 i 30 oczka, ale bez Curry'ego nie wystarczyło to na wymagających rywali. Czwarty mecz również odbędzie się w hali Warriors i jeśli gospodarze go wygrają, lider zespołu prawdopodobnie zdąży wrócić na ostatnie mecze serii.