Gospodarze byli zdecydowanymi faworytami dzisiejszego starcia, ponieważ Celtics w meczu numer cztery stracili swojego lidera - Jaysona Tatuma, który zerwał ścięgno Achillesa i być może opuści nawet cały sezon 2025/26. Dla nowojorczyków mecz numer sześć w Madison Square Garden był więc idealną okazję do zamknięcia rywalizacji.
Tak się też stało, ponieważ Celtics byli w stanie podjąć rękawicę tylko w pierwszej kwarcie. Drugą Knicks wygrali aż 38:17, a ich przewaga na przerwę wynosiła aż 27 punktów. Kibice NBA widzieli już naprawdę wiele, ale wtedy mało kto dawał już szansę bostończykom na powrót do gry.
W szerach gospodarzy bardzo dobrze funkcjonowali wszyscy gracze pierwszej piątki - Jalen Brunson, Karl-Anthony Towns, OG Anunoby i Mikal Bridges zdobyli po ponad 20 punktów, ale też żaden z nich nie zdobył więcej niż 23 oczka. Wygrała więc zespołowość.
W ekipie Celtics tylko Jaylen Brown dobrnął do granicy 20 punktów, a na dwucyfrową liczbę zdobytych punktów było też stać jedynie Ala Horforda i Paytona Pritcharda.
Knicks wracają więc do Finałów Konferencji, w których nie było ich aż od 25 lat i sezonu 1999/00. Ich rywalem będą koszykarze Indiany Pacers, więc skład Finałów Konferencji jest dużą niespodzianką. Oba zespoły awansowały bowiem do play-offs z trzecią i czwartą pozycją w sezonie zasadniczym.