Największą niespodziankę sprawili Orlando Magic, którzy mierzą się w pierwszej rundzie play-offs z obrońcami tytułu mistrzowskiego - Boston Celtics. Faworyci pewnie prowadzili po dwóch meczach 2-0, ale teraz seria przeniosła się na Florydę, gdzie Magic wygrali w meczu numer trzy przed własnymi kibicami 95:93.
Liderami gospodarzy byli Franz Wagner, który zdobył 32 punkty oraz Paolo Banchero, którzy dołożył od siebie 29 oczek. To oni zdominowali grę po stronie Magic i zdobyli łącznie aż 61 z 95 punktów swojego zespołu.
W ekipie pokonanych zdecydowanie wyróżniał się powracający do zdrowia po urazie z pierwszego meczu Jayson Tatum, który zapisał na swoim koncie 36 punktów, czyli niemal dwa razy więcej niż drugi pod tym względem w ekipie gości Jaylen Brown - zdobywca 19 oczek.
Przed meczem numer cztery Magic uwierzyli więc, że można powalczyć z mocniejszym na papierze rywalem, a porażka faworyta sprawia, że wcale nie będzie on miał tak łatwo i seria nie skończy się tak szybko.
Podobny scenariusz oglądamy w konfrontacji Indiany Pacers z Milwaukee Bucks. Po dwóch meczach pewne prowadzenie 2-0 po dwóch domowych meczach miał zespół z Indianapolis, ale mistrzowie z 2021 roku odpowiedzili w meczu numer trzy i wygrali 117:101, utrzymując się w przez to w grze.
Bucks mieli dziś na parkiecie dwóch bohaterów - jednego spodziewanego i jednego zaskakującego. Po 37 punktów zdobyli bowiem Giannis Antetokounmpo i Gary Trent Jr., który wszedł dzisiaj w buty Damiana Lillarda i trafił niespodziewanie aż dziewięć z 12 prób z gry za trzy punkty. Sam Lillard zapisał za to na swoim koncie tylko siedem oczek.
W ekipie gości praktycznie nic nie wyglądało dzisiaj tak jak należy. Do tej pory imponowali oni wyrównanym składem, ale dziś tylko czterech zawodników Pacers zdobyło dwucyfrową liczbę punktów, a jedynie Pascal Siakam wyróżniał się ze swoimi 28 punktami.
Świetne zawody zaprezentowali dziś koszykarze Minnesoty Timberwolves i Los Angeles Lakers. Po dwóch meczach w "Mieście Aniołów" był remis 1-1, a w meczu numer trzy Timberwolves wygrali 116:104. Spotkanie było niezwykle wyrównane, a pierwsze prowadzenie dwucyfrową liczbą punktów którykolwiek z zespołów objął dopiero na trzy minuty przed końcem czwartej kwarty.
Z kapitanej strony zaprezentował się przede wszystkim LeBron James, który w wieku 40 lat zdobył dziś aż 38 punktów, w tym miał pięć celnych trójek, z których niezwykle ważne trzy miały miejsce w ostaniej kwarcie. Nieco w cieniu został dziś Luka Doncić, który zdobył 17 oczek.
Timberwolves do wygranej poprowadzili Jaden McDaniels, Anthony Edwards i Julius Randle. Zdobyli oni kolejno 30, 29 i 22 punkty dla swojego zespołu, który jest w bardzo dobrym położeniu po trzech meczach. Kolejne spotkanie Timberwolves także rozegrają na swoim parkiecie, a w nim mogą postawić Lakers pod ścianą.