San Antonio Spurs w ostatnich dwóch meczach byli blisko zwycięstw nad faworyzowanymi zespołami, ale ewidentnie w końcówce brakowało im zimnej krwi i ostatecznie przegrali 106:111 z 76ers i 114:117 z Knicks.
Mecz z Brooklyn Nets rozpoczął się lepiej dla gospodarzy, którzy szybko odskoczyli na kilka punktów, ale to głównie z powodu nieskuteczności gości, którzy trafili zaledwie 2 z 16 rzutów za dwa punkty i 2 z 9 z dystansu. Wykorzystali też tylko 1 z 4 rzutów osobistych, co przełożyło się na mizerny wynik 22:11 po pierwszej kwarcie.
W drugiej i trzeciej Spurs w końcu weszli na swój wyższy poziom, a Nets nie poprawili zbytnio swojej gry. Efektem był remis 41:41 do przerwy. Po niej goście kontynuowali dobrą grę i zwłaszcza w późniejszej fazie trzeciej kwarty odskoczyli, uzyskując wyraźną przewagę przed decydującą odsłoną (74:62).
Po dwóch z rzędu udanych akcjach Sochana pod koszem było już szesnaście punktów różnicy (84:68) na niecałe osiem minut przed końcem spotkania. Spurs kontrolowali przebieg meczu, wprawdzie pod koniec przewaga stopniała, ale ani przez moment ich zwycięstwo nie było zagrożone.
Najlepiej punktującym graczem po stronie zwycięzców był Victor Wembanyama, który zdobył 19 "oczek". Kolejne bardzo dobre zawody zagrał Jeremy Sochan. Polak uzyskał 12 punktów, miał 14 zbiórek, zanotował trzy asysty, blok i stratę. Było to jego szóste double-double w sezonie.
Spurs kolejny mecz zagrają na wyjeździe z Minnesotą Timberwolves (16-14), czyli ósmą drużyną Konferencji Zachodniej. Drużyna, w której występuje polski koszykarz, plasuje się pozycję niżej.