Spurs przystępowali do pojedynku z Bulls podbudowani dobrymi starciami z Denver Niggets. Na wyjeździe pokonali ich 113:100, a u siebie przegrali 111:122, ale dopiero po dogrywce. W regulaminowym czasie było 108:108.
Jeremy Sochan wyszedł w pierwszej piątce, a Ostrogi znakomicie rozpoczęły spotkanie w Chicago i prowadziły 7:0. W kolejnych minutach powiększały prowadzenie, a ostatecznie po pierwszej kwarcie było 29:20. Spurs poszli za ciosem w drugiej części gry i do przerwy prowadzili 65:50.
W pewnym momencie trzeciej kwarty ich przewaga wynosiła nawet 19 punktów (79:60). Wtedy gospodarze zanotowali run 11-0 (79:71). Goście zdołali w końcówce jeszcze podreperować wynik i przed decydującą kwartą było 95:82.
Ostatnie dwanaście minut należało do Byków. Mimo tego na nieco ponad trzy minuty przed końcem goście prowadzili 110:103. Od tego momentu nastąpiło załamanie gry Spurs, a Bulls wyszli na prowadzenie 111:110 na 47 sekund przed końcem. Ostatecznie Chicago wygrało 114:110.
"Przez dłuższy czas graliśmy naprawdę dobrą koszykówkę. Wiele musimy poprawić. Musisz potrafić wygrywać wyrównane mecze w tej lidze. Są też rzeczy, których nie zrobiliśmy, aby nie doprowadzić do straty prowadzenia" – przyznał po spotkaniu trener Spurs Mitch Johnson.
Najwięcej punktów w całym meczu zdobył Zach LaVine (35 pkt). Po stronie Spurs najlepszy był Victor Wembanyama, który zanotował double-double (23 pkt, 14 zb.). Jeremy Sochan zdobył 11 punktów, miał 4 zbiórki i 2 asysty.
Spurs z bilansem 18-18 spadli na 10. miejsce w Konferencji Zachodniej. Z kolei Bulls są sklasyfikowani na 10. pozycji na Wschodzie (17-19). Kolejny mecz San Antonio Spurs zagrają na wyjeździe z Milwaukee Bucks w nocy ze środy na czwartek czasu polskiego.