Podobnie jak w pierwszym meczu, Sochan z uwagi na niedawną kontuzję znów nie wyszedł w pierwszej piątce swojego zespołu i wspomagał go z ławki. Sobotni występ był jednak dla niego dużo gorszy niż czwartkowy - tym razem w trakcie ponad 14 minut spędzonych na parkiecie zdobył dwa punkty i zebrał cztery piłki. Trafił tylko jeden z czterech rzutów oddawanych z gry.
Spurs próbowali toczyć z rywalami wyrównaną walkę, ale zawodnicy z Indiany regularnie odskakiwali i uzyskiwali przewagę kilkunastu punktów. W efekcie zespół Polaka przez cały mecz prowadził tylko dwa razy - minimalnie jednym punktem w trakcie trzeciej kwarty.
W połowie drugiej kwarty Spurs potrafili doprowadzić do remisu, ale już na przerwę schodzili ze stratą 15 punktów. Podobnie było w trzeciej kwarcie, gdy nawet wyszli na minimalne prowadzenie, a potem tracili także 15 oczek. Ostatecznie polegli różnicą aż 38 punktów.
W szeregach Spurs dobrze spisywał się przed własną publicznością Victor Wembanyama, który zdobył 20 punktów i miał 12 zbiórek, ale jeszcze lepsze zawody ma za sobą Harrison Barnes, który rzucił rywalom 25 oczek.
Po stronie Pacers grę prowadzili Tyrese Haliburton, który zapisał na swoim koncie 28 punktów oraz Pascal Siakam, który dołożył 23 zdobyte punkty i 11 zbiórek.