Pierwsze punkty wielkiego finału zdobył koszykarz pochodzący z Warszawy, ale grający dla PGE Startu - Michał Krasuski z rogu boiska za trzy punkty. Legia odpowiedziała błyskawicznie taką samą akcją Łotysza Ojarsa Silinsa.
I tak wyglądała nie tylko pierwsza kwarta, ale i cały mecz. Emocje i walka pod obydwoma koszami, często na wysokości ponad obręczą gdzie królowali legioniści - Chorwat Mate Vucic i Amerykanin E.J. Onu i lublinianie Gwinejczyk Ousmane Drame i Jamajczyk Tyran De Lattibeaudiere, od początku do ostatnich sekund, gdy o sukcesie PGE Startu przesądził rzutami wolnymi 25-letni Courtney Ramey.
Warszawiacy mieli minimalną przewagę, w czym największa zasługa Andrzeja Pluty (13 pkt do przerwy). To jego trójki i wejścia pod kosz dały im najwyższą przewagę 31:22 w 14. minucie.
Gospodarzy w tej części spotkania "trzymał" w grze niesamowity Tevin Brown, który przez kilka dni był w Stanach Zjednoczonych z powodów rodzinnych i przybył do hali w Lublina prosto z samolotu, na niespełna trzy godziny przed rozpoczęciem rywalizacji. To po jego rzutach zza linii 6,75 m lubelski zespół zniwelował straty do 27:31. Na 130 sekund przed końcem drugiej kwarty Filip Put trafił zza linii 6,75 m i był remis 33:33. Brown cały czas był aktywny (14 pkt) i choć to koszykarze estońskiego trenera Heiko Rannuli wygrywali pod tablicami (18:16), to zawodnicy Startu coraz lepiej radzili sobie z defensywą legionistów i po 20 minutach prowadzili 39:38.
Drugą część znakomicie rozpoczęli gospodarze – gwinejski środkowy Drame trafił dwa razy za trzy punkty, kolejną trójkę dołożył Courtney Ramey i w 24. minucie Start prowadził najwyżej w tym meczu 52:43. Estońskiemu trenerowi Legii nie pozostało nic innego jak wziąć czas i zmienić styl gry swojej drużyny. Warszawiacy popełnili jednak stratę, a Drame zdobył kolejne dwa punkty i zespół trenera Wojciecha Kamińskiego, który wcześniej doprowadził do finału Rosę Radom (2016) i Legię (2022), wygrywał 54:44.
Warszawiacy otrząsnęli się jednak z serii niepowodzeń i przystąpili do kontrataku. Rzuty zza linii 6,75 m MVP sezonu zasadniczego Amerykanina Kamerona McGusty’ego i Serba Aleksy Radanowa dały przyjezdnym prowadzenie 59:58 w ostatniej minucie tej kwarty. Start odpowiedział błyskawicznie i kontrę Browna wykończył trójką z rogu belgijski rozgrywający Emmanuel Lecomte.
Po 30 minutach Start nadal wygrywał, było 63:59. I kontrolował grę przez większą część decydującej kwarty, bo znalazł sposób na ograniczenie poczynań Gusty’ego. W 34. minucie po kolejnym rzucie za trzy Browna drużyna z Lublina wygrywała 73:64. Legioniści i ich trener Rannula nie zrazili się takim obrotem sprawy. Zagrali zespołowo, a akcje kończył niesamowity McGusty.
Na dwie minuty i 11 s. przed końcem był remis 77:77. Asysta McGusty’ego do Vucica dała Legii prowadzenie 79:77. Wielki Onu zablokował rzut za dwa punkty w wykonaniu Rameya, ale w kolejnej akcji Amerykanin trafił za trzy i na 30 s przed końcem Start wygrywał 80:79. Odpowiedział McGusty, który zwodem zmylił broniącego go Browna i trafił niemal z linii rzutów wolnych. Legia prowadziła 81:80, ale gospodarze mieli jeszcze 12 sekund.
Trener Kamiński rozrysował akcję, a jego zawodnicy wykonali ją. Faulowany na 3,5 sekundy przed końcem czwartej kwarty przez Serba Radanova Amerykanin Ramey wykorzystał obydwa wolne i Start wygrywał 82:81. Rzut rozpaczy McGusty’ego był już niecelny i to gospodarze wznieśli ręce w geście zwycięstwa.
Rezerwowi Startu zdobyli 39 punktów, legioniści wchodzący z ławki tylko 18. Gospodarze mieli 21 asyst i tylko osiem strat, zaś warszawiacy 16 asyst i 12 strat.
Po meczu powiedzieli:
Heiko Rannula (trener Legii): "Pierwszy mecz finałowy moja drużyna zagrała solidnie, ale popełnialiśmy za dużo błędów w obronie. Widać było, że nie miało znaczenia to, iż mieliśmy dłuższą przerwę od grania niż Start. Pięć czy dwa dni, to nie miało znaczenia. Teraz spokojnie przygotowywać się będziemy do drugiego spotkania".
Andrzej Pluta (zawodnik Legii): "Być może, że ten tydzień przerwy wpłynął na pewien brak koncentracji w naszej drużynie. Bo kiedy w trzeciej kwarcie odrobiliśmy straty do prowadzącego Startu, to nie potrafiliśmy tego w pełni wykorzystać".
Wojciech Kamiński (trener Startu): "Po tym piątym meczu w Sopocie drużyna jest bardzo zmęczona, tym bardziej moim zawodnikom należy się duży szacunek, że potrafili jeszcze wykrzesać z siebie tyle energii pozwalającej wygrać to pierwsze spotkanie. Pierwsza połowa była, jaka była, a druga była wyraźnie lepsza. Mimo iż Legia grała świetnie, podnosiła się po naszych prowadzeniach, to jesteśmy szczęśliwi z odniesionego zwycięstwa. Jestem dumny z drużyny, na którą nikt nie stawiał. Jednocześnie jestem pełen uznania dla kibiców zarówno naszych, jak i tych z Warszawy, że potrafili stworzyć wspaniałą atmosferę, za co dziękuję".
Tevin Brown (zawodnik Startu): "Nie było mnie w Sopocie, gdzie drużyna spisała się znakomicie, ale ja mając podpisany kontrakt, mimo zmęczenia podróżą, musiałem na bok odłożyć przeżywane w ostatnich dniach emocje i starałem się grać jak najlepiej. Jestem szczęśliwy, że wygraliśmy ten pierwszy mecz".