Nadkomplet publiczności, przez 40 minut dopingujący stołecznych koszykarzy, sprawił, że atmosfera w niewielkiej hali na Bemowie była jeszcze bardziej gorąca niż zwykle. Miała w tym też udział niewielka, ale głośna grupka kibiców z Lublina.
Początek meczu nieco nerwowy z obydwu stron. Legioniści uzyskali niewielką przewagę, ale koszykarze z Lublina uporządkowali grę w ataku i walczyli pod tablicami z wielkim zaangażowaniem. W połowie kwarty remis - najpierw 13:13, zaraz 15:15. Siłą gospodarzy były w tej części rzuty za trzy punkty – trafiali Łotysz Ojars Silins czy Serb Aleksa Radanov. Ale i rywale odgryzali się tym samym – po rzucie Tyrana De Lattibeaudiere'a Start wygrywał 22:20.
Kolejne rzuty zza linii 6,75 m Legii – dwa rezerwowego Keifera Sykesa i jeden Andrzeja Pluty sprawiły, że po pierwszej kwarcie Legia wygrywała 29:27.
Bartłomiej Pelczar i Courtney Ramey jak mogli uprzykrzali grę liderom gospodarzy - Plucie i Kameronowi McGusty'emu, ale mimo to potrafili oni znaleźć drogę do kosza. Po trzypunktowych rzutach obydwu Legia cały czas miała niewielką przewagę: 32:27 czy 34:29.
W połowie kwarty przyjezdni, podobnie jak w pierwszej odsłonie, doprowadzili do remisu (39:39) po akcji belgijskiego rozgrywającego Emmanuela Lecomte'a i "trójce" Filipa Puta. Rozpędzony Start przyspieszył i to podopieczni trenera Wojciecha Kamińskiego, który pracował w Legii przez cztery lata i zdobył srebro w 2022 roku, odskoczyli na 51:46. Gospodarze nie mogli zatrzymać Puta, który nie bał się wchodzić pod kosz między wysokich obrońców Legii.
Po 20 minutach Start prowadził 56:52. Obydwie drużyny miały niesamowitą skuteczność rzutów zza linii 6,75 m – 64 procent; gospodarze trafili 9 z 14, a lublinianie - 7 z 11.
Choć defensywa koszykarzy Legii stała się bardziej agresywna niż w pierwszej połowie, zawodnicy z Lublina znajdowali drogę do kosza. Prowadzili dwukrotnie w trzeciej części sześcioma punktami (66:60 i 68:62). Legioniści odrabiali jednak mozolnie straty - w 29. minucie było tylko 68:67 dla gości, ale rzut zza linii 6,75 m CJ Williamsa dał im prowadzenie po trzech kwartach 73:67.
Ostatnie 10 minut to zacięta walka o każdy punkt, a nawet pozycję do rzutu czy kawałek parkietu. Trenerzy przy linii bocznej cały czas instruowali swoich graczy, jak mają rozegrać kolejną akcję.
Start ponownie uzyskał sześć punktów przewagi (79:73), ale wtedy sprawy w swoje ręce wziął najlepszy koszykarz sezonu zasadniczego McGusty. Po jego czterech punktach Legia odzyskała minimalną przewagę (80:79) w 34. min, którą po chwili powiększył chorwacki środkowy Mate Vucic (83:79).
Z tej wojny nerwów i emocji zwycięsko wyszli koszykarze z Warszawy. Od remisu 83:83 w 38. min. zdobyli siedem punktów z rzędu, a kluczowe były rzuty wolne Pluty (po niesportowym faulu Lecomte'a) oraz rzut zza linii 6,75 m Silinsa, a także dwie ofensywne zbiórki zawodników trenera Heiko Rannuli po niecelnych próbach z dystansu.
Legia wygrała walkę pod tablicami 36:25, a Pluta miał "double-double" - 20 punktów i 19 asyst oraz sześć zbiórek.
W poniedziałek w Warszawie kolejna odsłona finału. Rywalizacja play off toczy się do czterech zwycięstw.
Po trzecim finałowym meczu play-off powiedzieli:
Wojciech Kamiński (trener Startu): "Dziękuję kibicom, którzy stworzyli wspaniałą atmosferę na trybunach. Gratuluję zwycięstwa Legii. To był mecz godny finału. Pierwsza połowa była bardzo ofensywna, oba zespoły zagrały w tym okresie na bardzo wysokim poziomie. O naszej porażce przesądziły błędy w ostatnich minutach. Nie możemy sobie na nie pozwolić w kolejnych spotkaniach".
CJ Williams (najlepszy strzelec Startu, 20 pkt): "W finale grają dwie wielkie drużyny. Włożyliśmy w to spotkanie wiele wysiłku i przez jego większość utrzymywaliśmy kontrolę. Jeżeli jednak w decydujących momentach pojawiają się błędy, trudno jest wygrać. Legia w końcówce popełniła ich mniej i to ona prowadzi 2-1. Cóż, gramy dalej".
Heiko Rannula (trener Legii): "Źle zaczęliśmy spotkanie, jeśli chodzi o defensywę, za mało fizycznie. Widać, że gracze są zmęczeni. Nie zagraliśmy tak, jak powinniśmy na własnym parkiecie. Po przerwie zmieniliśmy nastawienie. Już nie padło tyle punktów, co w dwóch pierwszych kwartach. W ofensywie mieliśmy dwóch zawodników, Andrzeja Plutę i Kamerona McGusty'ego, na których możemy polegać. Zdobywali ważne punkty w trudnych momentach. Kluczem do zwycięstwa był dziś charakter, walka do ostatniego momentu. Prowadzimy 2-1, ale w kolejnych spotkaniach potrzebujemy lepszej obrony".
Michał Kolenda (kapitan Legii): "Wszystkie mecze finału takie będą - bez dominacji, bez żadnej różnicy, kończące się w czwartej kwarcie. Niezależnie od dyspozycji dnia, zdrowia i innych rzeczy na końcu będzie się liczył zawsze charakter, fizyczność i to, kto popełni mniej błędów. Dziś popełniliśmy ich mniej, byliśmy skuteczniejsi w końcówce, daliśmy z siebie wszystko.
- Cieszy mnie niesamowita frekwencja i +życie+ kibiców finałową serią. Ten doping daje nam dużo siły i pewności siebie. Kwestią w poniedziałek będzie to, kto będzie bardziej świeży i zachowa więcej charakteru i siły. Jak gra się wiele meczów z jedną drużyną, to po pierwszym spotkaniu wszyscy już o sobie wszystko wiedzą. Kto bardziej chce, kto jest bardziej zaangażowany, kto ma więcej +paliwa+ w końcówce - to decyduje. I bez Andrzeja Pluty, i bez Kamerona McGusty'ego nie udałoby nam się wygrać. Obydwaj są kluczowi, a na to jak oni grają składa się praca wszystkich zawodników na boisku. Cieszy nas ich skuteczność w tej serii i to, że zawsze są gotowi by ciągnąć drużynę do przodu".