Więcej

PGE Start o krok od mistrzostwa, zespół z Lublina prowadzi z Legią po piątym meczu

PGE Start o krok od mistrzostwa, zespół z Lublina prowadzi z Legią po piątym meczu
PGE Start o krok od mistrzostwa, zespół z Lublina prowadzi z Legią po piątym meczuAndrzej Romański/PLK.pl
W piątym spotkaniu finałowym play-off koszykarzy PGE Start Lublin wygrał z Legią Warszawa 97:82. Stan rywalizacji (do czterech zwycięstw) wynosi teraz 3-2 dla Startu. Szóste spotkanie rozegrane zostanie w piątek w Warszawie.

Piąty mecz finału, w Lublinie, dostarczył ponownie wielkich emocji, tym razem przede wszystkim fanom gospodarzy, bo PGE Start miał przewagę ponad 20 punktów, co do tej pory nie udało się obydwu drużynom w rywalizacji o mistrzostwo kraju.

Na początku bardziej aktywni byli jednak koszykarze Legii, a wśród nich lider strzelców ekstraklasy Kameron McGusty, którego po zasłonach nie potrafili zatrzymać ani Michał Krasuski, ani Courtney Ramey. Amerykanin zdobył w pierwszej kwarcie osiem punktów, ale miał godnego siebie rywala - Jamajczyka Tyrana De Lattibeaudiere, byłego zawodnika warszawskiej drużyny, który w tej części uzyskał 11 pkt.

Stołeczni koszykarze wygrywali, po szalonym rzucie zza linii 6,75 m Andrzeja Pluty, 15:7. Start, po czasie wziętym przez trenera Wojciecha Kamińskiego, odzyskał werwę. Punkty De Lattibeaudiere'a i rzuty "za trzy" Tevina Browna pozwoliły mu odrobić straty po zdobyciu 10 punktów z rzędu i uzyskać minimalną przewagę (18:15).

W drugiej kwarcie górą byli zdecydowanie gospodarze, którzy wymuszali błędy legionistów w ataku i zdobywali łatwe punkty z kontrataków. W 15. minucie wygrywali 43:32, a po chwili 45:34.

Koszykarze trenera Heiko Rannuli, oprócz McGusty'ego, mieli kłopoty z trafianiem z półdystansu i dystansu, przegrywali też walkę pod tablicami. Na 120 sekund przed końcem pierwszej połowy gospodarze osiągnęli najwyższą przewagę (50:36) i estoński szkoleniowiec Legii wziął czas. Spokojnie tłumaczył zawodnikom ich błędy, ale oni byli bardzo zdenerwowani - kapitan Michał Kolenda nie był w stanie zapanować nad emocjami i krzyknął kilka razy.

Po 20 minutach lublinianie prowadzili 52:44, wygrywając drugą kwartę 32:25. Zupełnie niewidoczni byli kluczowi w wcześniej w finałowej serii Andrzej Pluta, Łotysz Ojars Silins (specjalista od "trójek" nie trafił żadnego takiego rzutu) czy Serb Aleksa Radanov.

Trzecia kwarta przyniosła zaskakujący obrót. Agresywni i energetyczni byli nie przegrywający legioniści, a podopieczni trenera Kamińskiego. Zdobyli 12 punktów z rzędu i odskoczyli na 62:44, a pod koniec tej części prowadzili aż 77:55, mimo że na parkiecie długo nie było belgijskiego rozgrywającego Emmanuela Lecomte'a, mającego kłopoty zdrowotne.

Trener Rannula próbował różnych ustawień, dokonywał roszad personalnych, ale nic nie pomagało. Legioniści nie byli w stanie przebić się przez defensywę rywali, byli zgaszeni i zrezygnowani, nie wracali do obrony po swoich startach.

Na początku ostatniej odsłony po rzutach trzypunktowych Dominika Grudzińskiego i Kolendy stołeczny zespół zmniejszył straty do 15 punktów (65:80). Ale lepsze nastroje przyjezdnych trwały tylko chwilę. Po rzutach z dystansu Browna i kapitana Filipa Puta Start ponownie miał ponad 20-punktów przewagi, m.in. 90:69 i 94:71.

Koszykarze PGE Startu trafili 12-krotnie zza linii 6,75 m, zdobyli aż 22 punkty z kontrataków, podczas gdy legioniści mieli tylko dziewięć "trójek" i siedem punktów po szybkim ataku. Gospodarze odnotowali osiem strat, a wymusili na rywalach 15 złych podań. Jeszcze większą przewagę mieli w asystach – 24, przy 15 legionistów.

Środkowy PGE Ousmane Drame miał double-double – 17 pkt i 14 zbiórek, a De Lattibeaudiere był najskuteczniejszy – 25 pkt (trafił m.in. 10 z 12 rzutów za dwa punkty).

W piątek w Warszawie odbędzie się mecz numer sześć, który może zadecydować o tym, że lublinianie po raz pierwszy w historii sięgną po złoto. Legia czeka na mistrzostwo od 1969 r., ale musi teraz wygrać dwa razy. Ewentualne siódme spotkanie odbędzie się w Lublinie w niedzielę.

Po meczu powiedzieli:

Heiko Rannula (trener Legii): "Gratuluję drużynie lubelskiej zwycięstwa. W takich meczach, jakie są w play off, wygrywa drużyna bardziej fizyczna. Dzisiaj Start nas zdominował, ale uważam, że teraz na Starcie będzie ciążyła większa presja w piątkowym spotkaniu. Musimy jeszcze przeanalizować to, co się działo w tym meczu, by odpowiednio przygotować się do następnego, w którym wystąpimy jako gospodarze".

Andrzej Pluta (zawodnik Legii): "Myślę, że z powodu naszych zbyt licznych strat, dawaliśmy przeciwnikom zdobywać łatwe punkty. Dzięki temu oni nabierali pewności i to ich napędzało. Można mówić o naszej gorszej dyspozycji, którą musimy naprawić przed następnym spotkaniem".

Wojciech Kamiński (trener Startu): "Doczekaliśmy, że po raz pierwszy na naszym meczu hala Globus była kompletnie wypełniona, co jest ogromnym sukcesem klubu. Od początku graliśmy swoją grę fizycznie, nakręcaliśmy się. Wiem, gdzie jesteśmy, szacunek dla całej drużyny i sztabu za to, co już osiągnęliśmy, ale teraz czeka nas piątkowy mecz, na którym się będziemy koncentrować, zarówno pod względem taktycznym, jak i medycznym. Wolelibyśmy mieć więcej odpoczynku i zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to łatwe spotkanie. Dwudziesty trzeci sezon pracuję jako pierwszy trener, ale nie dociera jeszcze do mnie, że to jest tylko jeden mecz do mistrzostwa".

Ousmane Drame (zawodnik Startu): "Zagraliśmy bardzo dobry mecz. Jak patrzę na statystyki, to nie pamiętam takiego meczu w play off, w którym mielibyśmy 24 asysty. Świetnie graliśmy też jeden na jeden i cieszymy się z tego zdecydowanego zwycięstwa. Wiedziałem, że obydwie drużyny będą mocno walczyć pod tablicami i jestem zadowolony, że nam się to lepiej udawało. Nabieraliśmy większej pewności siebie, co przy takim prowadzeniu ułatwiało podejmowanie decyzji, m.in. o oddawaniu rzutów za trzy punkty. Nasi kibice stworzyli też świetną atmosferę, za co dziękujemy".

Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen