Wszystko zaczęło się idealnie dla gospodarzy, którzy mieli bardzo wysoki współczynnik posiadania piłki i dążyli do otwarcia wyniku. Udało im się to już w 18. minucie, gdy z rzutu rożnego Joshua Kimmich posłał piłkę na głowę zupełnie niepilnowanego Dalota Upamecano, a ten pewnym uderzeniem głową wpakował piłkę do siatki.
Goście ledwo mogli wymienić na Allianz Arenie kilka podań, bardzo szybko tracili futbolówkę i praktycznie nie pojawiali się pod bramką Daniela Peretza, który stał dzisiaj między słupkami Bayernu pod nieobecność kontuzjowanego Manuela Neuera. Tym większy szok nastał w 50. minucie, gdy nieporozumieli się Alphonso Davies i Upamecano, a strzelec gola podał piłkę do napastnika rywali i podarował wyrównującą bramkę Mathiasowi Honsakowi, który wyrównał stan meczu na 1:1.
Taki stan rzeczy trwał jednak tylko przez kilka minut, ponieważ Kompany zdecydował się wstawić na boisko Jamala Musialę w miejsce Thomasa Mullera, a młody Niemiec już po trzech minutach na boisku przeprowadził indywidualną akcję i znowu dał prowadzenie gospodarzom 2:1.
Gdy w 84. minucie Leon Goretzka przymierzył z dystansu wydawało się, że jest już po herbacie dla gości, ponieważ lider Bundesligi objał prowadzenie 3:1. Chwilę później widzowie na stadionie w Monachium znów byli w szoku, bo zupełnie niegroźni dziś goście wyszli z akcją, a Niklas Dorsch zdołał swoim strzałem pokonać Peretza i znów wynik wisiał na włosku, mimo że przewaga Bayernu była przygniatająca.
Piłkarzy Heidenheim nie było jednak stać na nic więcej, a Musiala postanowił skompletować dublet i zarazem sprawił, że ostateczny wynik wygląda ciut lepiej. Gra Bayernu może cieszyć, cztery strzelone bramki również, ale dwa wpuszczone gole przy takiej przewadze optycznej nie powinny się zdarzyć.
