Za każdym razem, gdy zdobywają tytuł, następuje spadek. Dlatego dziś kibice Sturmu Graz zadają sobie pytanie, czy naprawdę nadeszły lepsze czasy, czy też powinni spodziewać się kolejnego trudnego okresu.
Ivica Osim zbudował świetną drużynę w 2000 roku i jest uważany za legendę. Pod jego wodzą drużyna zdobyła tytuł pod koniec lat 90-tych, a atak złożony z Mario Haasa, Ivicy Vastica i Hannesa Reinmayra jest wciąż pamiętany przez fanów.
To, co nastąpiło później, jest czymś, co woleliby wymazać ze swojej pamięci. Dobre czasy nie zostały odwrócone przez ówczesnego prezydenta Hannesa Kartniga. Skończył za kratkami za uchylanie się od płacenia podatków. Klub był wstrząśnięty i groziło mu bankructwo.
Wydawało się, że wrócili w 2011 roku, kiedy zdobyli mistrzostwo. Rok wcześniej zdobyli nawet Puchar Austrii. Ale zamiast tego nastąpiła dominacja Salzburga, która trwała przez 10 długich lat.
Sturm zaczął stopniowo stawać na nogi. Z ósmego miejsca w sezonie 2018/19 wspiął się na drugie miejsce w 2023 roku. A w sezonie 2023/24 nadszedł huragan, który zmiótł Salzburg z tronu.
Tytuł mistrzowski świętowano w Grazu po 13 latach, a fazę grupową Ligi Mistrzów po raz pierwszy od 24 lat. Co więcej, drużyna trenera Christiana Ilzera zdołała wygrać Puchar Austrii. Czeski bramkarz Vitezslav Jaros, który został wypożyczony do klubu z Liverpoolu, aby zastąpić kontuzjowanego podstawowego golkipera, zadbał o wszystko w bramce.
"W żadnej innej europejskiej lidze nie ma tak dużej przepaści finansowej między jednym klubem a resztą konkurencji, jak w Austrii. Ale w ostatnich latach pokazaliśmy, że możemy im dorównać, mając znacznie mniej pieniędzy" - powiedział dyrektor sportowy Andreas Schicker.
Dziś zarówno Schicker, jak i Ilzer nie pracują już w klubie - obaj odeszli do Hoffenheim w trakcie sezonu. Jednak ich odciski palców na długo pozostaną na odrodzeniu tradycyjnego austriackiego klubu.
Duża w tym zasługa prezesa Christiana Jauka, który dołączył do klubu w 2012 roku i na żywo obserwował dominację Salzburga. Cztery lata później w Sturmie zaczęła obowiązywać nowa strategia. Klub skupił się na skautingu zawodników. Zainwestował w dział skautingu i dążył do generowania zysków na rynku transferowym, ale jednocześnie nie osłabiał znacząco składu.
Przez pierwsze cztery lata działem tym kierował były bramkarz Gunter Kreissl. Jednak w 2020 roku został on zastąpiony na stanowisku dyrektora sportowego przez Andreasa Schickera, do tego czasu szefa skautingu. Pod wodzą 34-latka Sturm zaczął rozkwitać. Człowiek, którego karierę zakończyła tragiczna kontuzja, gdy stracił rękę podczas odpalania fajerwerków zapewnił, że Sturm znów jest szanowanym klubem w Austrii.
Wysokiej jakości skauting stał się alfą i omegą dla sztabu. Po objęciu stanowiska Schicker pozbył się 13 zawodników z pierwotnego składu i rozpoczął masowy proces przebudowy.
Sturm na nowo poszukiwał młodych zawodników, w których widział potencjał handlowy. Jednak nie szukał już tylko w swoich szeregach lub w kraju, ale coraz częściej szukał za granicą. Rezultaty przyszły dość szybko. Szacunkowa wartość zawodników wzrosła z początkowych 28 milionów euro do 69 milionów euro od lata 2020 roku. Jednocześnie klub stale sprzedawał swoich najlepszych zawodników.
W procesie selekcji dział sportowy kładł nacisk na charakter i mentalność, co Schicker opisał na przykładzie Rasmusa Hojlunda. Duński napastnik zmagał się z problemami w Kopenhadze. Zadebiutował już w wieku 17 lat, ale nie był w stanie wywrzeć wpływu na grę.
Sturm dostrzegł w nim jednak wielką szansę. Austriacka strona zapłaciła 1,9 miliona euro i kupiła napastnika w styczniu 2022 roku.
W sierpniu tego roku Hojlund przeniósł się do Atalanty za 20 milionów euro, by rok później dołączyć do Manchesteru United za 70 milionów euro.
"Ale wszystko było poprzedzone wieloma telefonami. Byliśmy w kontakcie nie tylko z nim i klubem, ale także z jego rodziną. Rasmus miał niesamowity charakter. Był niesamowicie silny psychicznie jak na swój wiek" - opisał Schicker.
Ale Hojlund nie był jedynym arcydziełem utalentowanego dyrektora.
Sprowadził i sprzedał z zyskiem napastnika Emanuela Emeghę (Strasbourg, 13 milionów euro). Podobnie odeszli Kelvin Yeboah (Genoa, 6,5 mln €) i Alexander Prass (Hoffenheim, 9,5 mln €). Ostatnią dużą transakcją był napastnik Mika Biereth, którego Sturm kupił z Arsenalu za 9 milionów euro i sprzedał tej zimy do Monaco za 13 milionów euro.
"Naszym celem było zbudowanie zespołu, który będzie odnosił sukcesy i będzie oparty na kilku doświadczonych zawodnikach, a wokół nich będzie obiecująca młodzież, która poprawi się i poprosi o kolejny transfer na wyższy poziom" - powiedział Schicker w rozmowie z BBC.
"Aby to zadziałało, musisz znaleźć równowagę między wynikami, kwalifikacjami do europejskich pucharów i rozwijaniem talentów, które chcesz sprzedać".
Według słów 38-letniego menedżera, jego pracę w Grazu znacznie ułatwiła strategia klubu, którą wszyscy szanowali.
"Naszą przewagą było to, że kiedy zdecydowaliśmy się na skauting zawodników, już wcześniej jasno określiliśmy, kogo szukamy. Innymi słowy, na każdej pozycji określiliśmy, czego wymagamy od zawodnika, aby pasował do naszego stylu piłki nożnej i nadal odnosiliśmy sukcesy. Kiedy szukasz w ogromnym morzu graczy, znacznie ułatwia to pracę".
Trener Ilzer również miał swój udział w sukcesie. Ustawił Sturm z fizycznie wymagającym stylem, który naśladował sposób Salzburga. Zespół pracował nad pressingiem, energia była widoczna w ich grze, a na scenie krajowej innym przeciwnikom trudno było dorównać intensywności Sturmu. Zasady Ilzera były nawet porównywane do tych z Bayeru Leverkusen pod wodzą Xabiego Alonso.
Dodając do tego fakt, że Salzburg przestał być priorytetem w oczach globalnej społeczności po śmierci założyciela Red Bulla Dietricha Mateschitza i stał się bardziej farmą dla RB Lipsk, Schicker i Ilzer wyczuli idealną okazję.
Odkąd Schicker objął stanowisko dyrektora, Sturm kupił zawodników wartych 29 milionów euro i sprzedał ich za 69 milionów euro, osiągając zysk w wysokości prawie 40 milionów euro. W tym samym okresie Salzburg osiągnął zysk w wysokości 200 milionów... Nie bez powodu mówiło się, że Schicker jest najlepszym dyrektorem w Austrii po tym, jak Christoph Freund odszedł z Salzburga do Bayernu Monachium.
Podczas gdy na zewnątrz Sturm wydaje się być dobrze zarządzanym klubem, który jest dobrze zaopatrzony, nie wszystko jest idealne wewnątrz - klub nadal boryka się z problemami finansowymi. Mimo że sprzedają zawodników i są aktywni w Europie, ponoszą wysokie koszty. Nawet ich stadion nie należy do nich, a fani marzą o posiadaniu własnego.
Sprzedaż zawodników ma przynieść fundusze, aby Sturm mógł sobie na to pozwolić. W zeszłym roku, po odliczeniu spłat, podatków i różnych długów, zysk netto wyniósł około 30 000 euro.
Co więcej, za sterami klubu nie stoi już duet Schicker i Ilzer, którzy nie mogli oprzeć się pokusie niemieckiej Bundesligi. Hoffenheim, które w poprzednim sezonie dokonało dużych zmian w dziale sportowym, już wcześniej zabiegało o ich usługi.
Duet z Grazu odmawiał przez wiele miesięcy. Jednak jesienią obie strony znalazły już kompromis, a ludzie, którzy wyprzedzili Salzburg, poszli dalej.
Nawet bez ich obecności klub prowadzi w lidze austriackiej z przewagą trzech punktów nad Austrią Wiedeń. W Lidze Mistrzów zdobyli sześć punktów, pokonując Lipsk na koniec fazy ligowej i zajmując 30. miejsce.
Przyszłość spoczywa na barkach dyrektora sportowego Michaela Parensena i trenera Jurgena Saumela. Podczas gdy ten pierwszy podąża za Schickerem na rynku transferowym, były profesjonalny piłkarz stara się reedukować Sturm do nieco innego futbolu niż ten, który przyniósł ogromny sukces.
Bardziej zależy mu na kontroli i posiadaniu piłki, podczas gdy pod wodzą Ilzera zawodnicy mieli za zadanie grać w pionie i podejmować ryzyko.
Kibice nerwowo oczekują, co to będzie oznaczać dla klubu. Czy jedna udana era dobiegła końca, czy też Sturm stał się nowym rywalem Salzburga? Tylko nadchodzące miesiące przyniosą prawdę.