Pierwsza połowa toczyła się pod zdecydowane dyktando gospodarzy, których jednak zawodziło wykończenie, przez co długo nie mogli wyjść na prowadzenie. Pod względem statystycznym była to jednak deklasacja, a kibice mogli zapomnieć, że w spotkaniu tym bierze udział Wojciech Szczęsny, ponieważ gra toczyła się niemal wyłącznie na połowie bronionej przez Gironę.
Już w ósmej minucie pierwszy strzał oddawał Lewandowski, ale do sytuacji, o której będzie mówić się zdecydowanie więcej, doszło dwie minut póżniej. Yaser Aspirilla powalił bowiem kilkanaście metrów od własnej bramki Gaviego, a sędzia podyktował rzut wolny. Powtórki wykazały jednak, że faul miał miejsce na linii szesnastki, więc Barcelonie należał się rzut karny. Sędzia główny podszedł jednak do monitora VAR i po analizie całkowicie cofnął swoją decyzję, ponieważ dopatrzył się faulu... Gaviego.

Wciąż mieliśmy więc bezbramkowy remis, a ataki gospodarzy nie ustawały. Ronald Araujo znalazł się w polu karnym po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, ale jego strzał w fenomenalny sposób obronił Paulo Gazzaniga. Sposób na Argentyńczyka znalazł swoim uderzeniem Jules Kounde, ale po jego strzale od razu w górę powędrowała chorągiewka sędziego, a gol nie został uznany przez spalonego.
Wreszcie tuż przed przerwą Lamine Yamal bił rzut wolny z prawej strony boiska, a piłka w polu karnym odbiła się od ręki Ladislava Krejciego i wpadła do siatki. Czech został więc autorem bramki samobójczej i mimo że nie było to piękne trafienie, to zdecydowanie należało się ono Barcelonie po naporze niemal przez całą pierwszą połowę.
Biorąc pod uwagę sytuację panującą na boisku można było się zastanawiać kiedy gospodarze podwyższą prowadzenie, a Hansi Flick będzie mógł dać odpocząć swoim gwiazdom przed rewanżem w półfinale Pucharu Króla z Atletico. Girona w ogóle nie miała bowiem swoich okazji, ale nie musieliśmy długo czekać, by po raz kolejny przekonać się, że futbol bywa przewrotny.
W 53. minucie Lewandowski przegrał walkę o piłkę na swojej połowie, nie popisał się także Eric Garcia, a w efekcie w sytuacji sam na sam ze Szczęsnym znalazł się Arnaut Danjuma. Reprezentant Holandii zachował zimną krew i uderzył bardzo pewnie obok interweniującego polskiego bramkarza, a Girona doprowadziła do niespodziewanego wyrównania.
Podopieczni Flicka szybko ugasili jednak emocje w słonecznej dzisiaj Katalonii. Najpierw Garcia zdecydował się na strzał z dystansu, który wylądował na słupku bramki Gazzanigi, a po chwili Fermin Lopez zgrał głową blisko bramki, szukając polskiego napastnika, a ten w ekwilibrystyczny sposób opanował piłkę na dużej wysokości, a jednocześnie tym samym kontaktem posłał ją do bramki, w dodatku pomiędzy nogami Argentyńczyka. Po godzinie gry Barcelona znów prowadziła.
Po kolejnym kwadransie Polak miał już za to na koncie dublet, a gospodarze naprawdę spokojne prowadzenie. Z akcją środkiem pola ruszył Frenkie de Jong, który wszedł na plac gry w drugiej połowie, podał na lewo do Lewandowskiego, a ten spokojnym strzałem po dalszym słupku wykonał egzekucję.
W samej końcówce spotkania na listę strzelców wpisał się jeszcze Ferran Torres, który przyjął piłkę kierowaną do niego z lewego skrzydła i oddał bardzo szybki, niesygnalizowany strzał, który zapewnił czwartą bramkę Dumie Katalonii. Po 29 meczach Barcelona ma więc trzy punkty przewagi nad Realem Madryt na czele La Liga oraz już dziewięć oczek więcej niż trzecie w tabeli Atletico.
