Po sobotniej detronizacji Barcelony zawodnicy Realu Madryt otrzymali dodatkową motywację, by z kwitkiem odprawić Sevillę na Santiago Bernabeu i wspiąć się za plecy Atletico. Real nie zamierzał stawiać na intensywność podobną do tej z Katalonii, wybór padł na bardziej wyrachowaną postawę.
Sprawdź szczegóły meczu Real Madryt - Sevilla

Rakiety z dystansu ustawiły mecz
Pierwsze minuty wyglądały nieźle w wykonaniu Rojiblancos, zaś Blancos nie forsowali tempa i nie szukali ostrego pressingu. Przyspieszyli dopiero wtedy, kiedy było naprawdę warto. A właściwie nie musieli przyspieszać, ponieważ Kylian Mbappe w 10. minucie otworzył wynik potężną rakietą zza pola karnego, nie dając szans Alvaro Fernandezowi.
Mając prowadzenie, mieli też kontrolę nad grą i szukali kolejnej okazji. Dublet uciekł Francuzowi po kwadransie, gdy zbyt odchylony przy strzale posłał piłkę nad poprzeczką. Równo w 20. minucie wynik się podwoił, ponieważ Federico Valverde huknął z jeszcze dalsza niż Mbappe i cieszył się ze spektakularnego gola.
Po kolejnym golu Real pozwalał Sevilli grać, ale były to okresy jałowego podawania piłki na swojej połowie, przyjezdni nie mieli sposobu na zagrożenie bramce Courtoisa. W pewnym sensie osiągnięciem okazało się przetrwanie 30. minuty bez trzeciej bramki, ale radość nie mogła trwać długo. W 33. minucie bowiem Rodrygo przed bramką dostał doskonałe dogranie od Lucasa Vazqueza i nie pomylił się.
Dopiero po trzecim ciosie Sevilla zdołała się odgryźć, niecałe dwie minuty później otwierając wynik po swojej stronie. Isaac Romero gniewnie uderzył piłkę otrzymaną od Juanlu Sancheza. Ostatniej zmiany wyniku przed przerwą miał szansę dokonać Lucas, ale przy jego efektownym uderzeniu z 43. minuty Hernandez wspiął się na wyżyny i obronił.
Po przerwie na remis, pożegnanie Navasa
Pomimo trzech straconych bramek przyjezdni szukali możliwie szybkiego gola kontaktowego. Byłby to również dublet Isaaca Romero, gdyby w 47. minucie Courtois nie wykazał się refleksem w bramce. Rojiblancos mieli jeszcze wiarę, dlatego przy jednej z pierwszych swoich okazji Los Blancos postanowili im ją odebrać. Wszechobecny Brahim Diaz doskonale odnalazł się przed polem karnym i dostrzeżony przez Mbappe otrzymał piłkę na wykończenie. Zrobił to widowiskowo, ładując ją pod poprzeczkę.
Wynik 4:1 oznaczał całkowitą kontrolę Realu, który nie szukał na gwałt kolejnych trafień. Przyjezdnym nie zostało jednak nic innego jak walczyć o wynik i to ich inicjatywa wyznaczała rytm ostatniej fazy meczu, naznaczonej ostatnim w karierze wejściem na boisko Jesusa Navasa.
W 68. minucie zdołał jeszcze postraszyć Sevillę Rodrygo, ale później bliżej gola wydawał się Romero nieco ponad kwadrans przed końcem. Co nie udawało się jemu, to w 83. minucie próbował zrobić z dystansu Sambi Lokonga, którego strzał sprawił sporo kłopotów belgijskiemu bramkarzowi. Courtois skapitulował w końcu chwilę później, kiedy cudownie wypuszczony przez Peque Dodi Lukebakio oszukał go wykończeniem przy bliższym słupku. Więcej bramek nie oglądaliśmy, Real robi swoje w przekonującym stylu!
