Pierwszy mecz LaLigi w 2025 roku miał ogromną wagę dla obu uczestniczących zespołów. W przypadku Realu Madryt wygrana byłaby wejściem – choćby chwilowym – na fotel lidera w sezonie, w którym niektórzy wieszczyli przedwcześnie tytuł Barcelony. Gospodarze jak tlenu potrzebują punktów, a Królewscy byli pierwszym sprawdzianem nowego trenera, Carlosa Corberana.
Sprawdź szczegóły meczu Valencia - Real

Valencia zaczęła odważnie, Real obudzony golem
Wyraźnie większą determinację w otwierających fragmentach pokazali gospodarze, którzy nie tylko odcinali Real od ataków, ale sami dwukrotnie w pierwszym kwadransie postraszyli Courtoisa. Najpierw Hugo Duro, a później Dimitri Foulquier szukali otwarcia i ten drugi był o włos, Belg udem zgasił piłkę i sparował poza bramkę. Los Blancos zostali ostrzeżeni, ale nie zachowali czujności i w 26. minucie przyszło zapłacić cenę, gdy Duro zdołał doskoczyć do dobitki na pustą bramkę, wprawiając Mestalla w euforię.
Jak pokazały powtórki, gol padł po faulu na Rodrygo, ale nie wychwycili go arbitrzy. Trudno zresztą powiedzieć, że Valencii bramka się nie należała: zuchwali gospodarze mogli imponować, jakby zamienili się koszulkami z Realem (co kolorystycznie akurat w tym meczu prawie się zgadzało). Pięciokrotnie ostrzeliwali Courtoisa do przerwy, Realowi nie pozwalając na żadną akcję bliską gola. Dimitrievski najbardziej musiał się wysilić w 43. minucie, gdy Ceballos posłał w bój Viniciusa, ale jego strzał Macedończyk zatrzymał stopą.
Młodzi nie unieśli, Modrić na ratunek
Scenariusz drugiej połowy rysował się sam: Merengues musieli odwrócić losy meczu, by uniknąć blamażu. Nie było już mowy o równie odważnej i ofensywnej grze Valencii, trzeba było skupić się na obronie. Ta skończyła się niestety szybkim rzutem karnym dla Realu. Do piłki podszedł Jude Bellingham, z charakterystycznym przystanięciem strzelił i piłka od słupka wróciła na boisko. Nic z tego.
Podobnie rozczarowany musiał być Kylian Mbappe, gdy tuż przed godziną meczu zdołał fantastycznie przedryblować Dimitrievskiego i umieścić piłkę w siatce. Początek wielkiego powrotu? Jeszcze nie, VAR potwierdził spalonego Francuza. Brahim Diaz i Camavinga ruszyli z ławki, by zacieśnić pętlę wokół północnej bramki, lecz Los Ches wciąż się nie dusili. To nie oni mieli problem z zimną krwią – zabrakło jej Viniciusowi, który sprowokowany uderzył Dimitrievskiego. VAR przywołał sędziego, a po zobaczeniu czerwonej kartki Brazylijczyk omal nie rzucił się na arbitra.
W tej sytuacji na boisku kluczową rolę musiał odegrać stary wyjadacz: Luka Modrić wszedł w 80. minucie i już po pięciu minutach na boisku miał na koncie gola. Piłkę zaserwowali mu Diaz i Bellingham, ale i pozycja, i egzekucja Chorwata robią wrażenie. Jakby chciał pokazać młodszym kolegom: tak to się robi. Królewscy nie odpuścili, a po Valencii widać było odpływ sił po żmudnej obronie wyniku.
I nie dowieźli, po koszmarnym błędzie obrony Jude Bellingham zrehabilitował się świetnie podciętym strzałem w 95. minucie. Radość z wydartego zwycięstwa mógł jeszcze zniszczyć Luis Rioja, ale jego potężne uderzenie w 100. minucie od słupka wróciło wzdłuż linii bramkowej na murawę.