Z Barcelony do Girony jedzie się około godziny wzdłuż wybrzeża. Jednak biorąc pod uwagę wielkość klubów, te dwie marki należą niemal do różnych światów.
Podczas gdy stadion Montilivi może pomieścić mniej niż 15 000 widzów i jest drugim najmniejszym stadionem w LaLiga, majestatyczny Camp Nou po renowacji będzie miał największą pojemność w Europie (105 000). Nawet tymczasowy azyl katalońskiego klubu może pomieścić około 55 tysięcy kibiców.
Inne jest także podejście na rynku transferowym. Podczas gdy Barcelona celuje w wielkie gwiazdy, Girona stawia na mniej znane twarze. Ponadto, od 2017 roku jest częścią City Football Group, co dało klubowi dostęp do narzędzi skautingowych i analitycznych wykorzystywanych przez Manchester City.
Pikanterii dodaje fakt, że Guardiolę znajdziemy również w Gironie. Nie jest to jednak trener Pep, a jego brat Pere, który zasiada w zarządzie klubu i dba o to, by wszystko przebiegało po myśli piłkarskiego giganta.
Nie zastąpili ani Savinho, ani Dovbyka
Jednym z efektów współpracy było przybycie, a następnie odejście Savinho. Brazylijski skrzydłowy, który obecnie jest zawodnikiem Manchesteru City, był jedną z najważniejszych postaci Girony w poprzednim sezonie.
Zdobył dziewięć bramek, asystował przy kolejnych 10 i pomógł drużynie w zdobyciu niesamowitych 85 ligowych goli. To tylko o dwa mniej niż zdobył Real Madryt i o sześć więcej niż Barcelona. Ukończenie rozgrywek zaledwie cztery punkty za znacznie większym rywalem i pięć punktów przed Atletico było dla Michela wynikiem życia.
Jednak Savinho nie był jednak jedyną kluczową postacią Girony. Najskuteczniejszym strzelcem drużyny został Artem Dovbyk, który zdobył 24 gole w lidze i zaliczył osiem asyst. Udało mu się również strzelić gola w obu meczach z Barceloną.
Innymi filarami byli obrońca lub środkowy defensywny pomocnik Eric Garcia, którego klub wypożyczył z Barcy. On również był w stanie odcisnąć swoje piętno, strzelając pięć bramek. Co łączy te trzy nazwiska? Są poza Gironą od lata.
Dovbyk przeniósł się do AS Roma za 30 milionów euro, Garcia wrócił do Barcelony, a Savinho został pozyskany przez City Football Group, flagowy klub Manchesteru City, za 25 milionów euro.
Z pierwotnej linii ofensywnej pozostali tylko Viktor Cygankov i Cristhian Stuani. Girona jednak nie próżnowała i latem zainwestowała uzyskane środki. Sprowadziła Yassera Asprillę z Watfordu za 18 milionów euro, Abela Ruiza z Bragi za 9 milionów euro, Bojana Miovskiego z Aberdeen za 6,5 miliona euro, a Bryan Gil z Tottenhamu i Arnaut Danjuma z Villarreal przybyli na wypożyczenie.
Jednakże żadnemu ze wzmocnień nie udało się nawiązać do fundamentów z poprzedniego sezonu.
Mniej celnych strzałów i podań
Co więcej, Cygankov nie zbliżył się do ośmiu goli i siedmiu asyst z poprzedniego sezonu (2+4 w sezonie 24/25), podczas gdy siedem goli i dwie asysty Stuaniego w obecnej kampanii to tylko nieznacznie mniej niż jego dziewięć trafień i trzy asysty w poprzednim sezonie - a mimo to jest najlepszym strzelcem zespołu.
Łączna liczba 38 goli strzelonych w tym sezonie, przy sześciu kolejkach do rozegrania, sugeruje jeden z głównych problemów Girony.
Nie chodzi jednak tylko o strzelanie bramek. Girona straciła również drapieżność, odwagę i głód gry. W klubie nie zmieniło się jednak nic poza roszadami personalnymi. Trener Michel pozostał i nadal obstaje przy swojej taktyce.
Co zatem zmieniło się na boisku? W zeszłym sezonie piłkarze nie bali się wykańczać akcji znacznie częściej i mieli lepszą celność. Portu uzyskał 68,8%, Dovbyk 59,7%, a Savinho 58,8%.
Zawodnicy lepiej radzili sobie również z celnością podań. Tylko bramkarz Paulo Gazzaniga (75,9%) i Dovbyk (71,8%) znaleźli się poniżej granicy 80%.
Czytelność i letarg
Szybkie zrywy z linii końcowej stały się znakiem rozpoznawczym drużyny, a ich wykonanie było szybkie, skuteczne i bezkompromisowe. Ale dziś już tak nie jest. W sezonie 2024/25 Girona stała się czytelna i momentami ospała. Drużyny, które w poprzednim sezonie z łatwością pokonywała różnicą klas, teraz potrafią się na to przygotować i potrafią tego bronić.
Nawet piłkarze indywidualnie nie radzą sobie najlepiej. Na przykład Stuani zdołał wygrać tylko dziewięć piłek w całym sezonie, podczas gdy środkowi pomocnicy Oriol Romeu i Donny van de Beek przegrali więcej pojedynków niż wygrali. Liczba 66 nieudanych pojedynków van de Beeka również nie jest pochlebna...
Choć mogłoby się wydawać, że statystyki podań Girony w tym sezonie pozostają na bardzo przyzwoitym poziomie, większość z nich ma miejsce na własnej połowie boiska. Jeśli chodzi o dokładność podań w ostatniej tercji, odnotowano ogromny spadek w porównaniu z poprzednim sezonem.
Posypać głowę popiołem powinien zwłaszcza bramkarz Gazzaniga, który w tym aspekcie wykazuje się statystyką skuteczności na poziomie zaledwie 16,3%, podczas gdy 47,7% Stuaniego to kolejny alarmujący wynik po zeszłorocznych 72,7%.
Liga Mistrzów jako ciężar
Należy również wziąć pod uwagę dodatkowe obciążenie, jakie nałożył na Gironę udział w Lidze Mistrzów. Z węższym składem, jakim dysponuje kataloński zespół, stało się to dla nich niezwykle trudną misją.
Ostatecznie zajęli 33. miejsce na 36 drużyn w rozgrywkach, przegrywając siedem z ośmiu spotkań i pokonując jedynie Slovan Bratysława. Niska samoocena wynikająca z niepowodzeń w Europie logicznie przeniosła się na scenę krajową, w wyniku czego zespół stopniowo spadał z szeregów zapewniających dalszy udział w europejskich rozgrywkach do strefy spadkowej.
Obecnie mają tylko jedno miejsce i dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Dwa z ostatnich sześciu meczów sezonu odbędą się przeciwko klubom z dolnej części tabeli (Leganes i Real Valladolid), ale kolejne cztery spotkania zagrają z drużynami z pierwszej dziesiątki (Real Mallorca, Villarreal, Real Sociedad i Atletico).
Jeśli Michel nie chce w przyszłym sezonie nadzorować zespołu z drugiej ligi, musi zmobilizować swój skład do ostatecznego powrotu. Ale ostatnie ligowe zwycięstwo Girony datuje się na 3 lutego 2025 roku przeciwko Las Palmas. Od tego czasu drużyna zanotowała bilans 0-3-7.
