Początek nie był jednoznaczny. Athletic rozpoczął mecz z wielkim entuzjazmem, stadion San Mamés tętnił życiem, a drużyna gospodarzy parła do przodu. W pierwszych 20 minutach bramkarz Andre Onana musiał interweniować kilka razy, podczas gdy jego koledzy Casemiro i Victor Lindelof ofiarnie blokowali strzały.
"Rozpoczęliśmy nerwowo, widać było, jak bardzo gospodarze wierzyli w wynik. Ale wiedzieliśmy, że jeśli uda nam się utrzymać wynik, nasz moment nadejdzie" - powiedział Maguire.
Kluczowy moment nadszedł w 37. minucie. Casemiro otworzył wynik, gdy skorzystał z pracy Maguire'a i Ugarte. Trzy minuty później nastąpił kolejny cios dla Bilbao - Dani Vivian pociągnął Hojlunda w polu karnym, sędzia wskazał na rzut karny po sprawdzeniu za pomocą VAR, a także wyciągnął czerwoną kartkę. Fernandes nie popełnił błędu i podwyższył na 2:0. Portugalczyk dołożył jeszcze jedną bramkę przed przerwą, praktycznie rozstrzygając losy spotkania.
"Tak, jesteśmy na czele, ale musimy zrozumieć, że to jeszcze nic nie znaczy. Graliśmy dobrze, byliśmy skuteczni, ale widzieliśmy też, że jeden moment może zmienić wszystko. Tak jak wykluczenie. To może nam się przydarzyć w rewanżu" - podkreślił Amorim.
"Casemiro, Maguire, Bruno - ci zawodnicy bardzo nam pomogli. Niektórzy z nich byli trochę zdenerwowani na początku, ale ci doświadczeni trzymali ich w ryzach. Dzięki nim daliśmy radę".
Goście mogli dołożyć kolejne trafienia. Mazraoui trafił w poprzeczkę, a Garnacho i Fernandes w bramkarza. Niemniej jednak w końcówce koncentrowali się już głównie na utrzymaniu prowadzenia. "To był profesjonalny mecz. Świetna pierwsza połowa, kontrolowana druga. Wiemy jednak, że u siebie nie będzie łatwo" - wspominał Maguire
Gospodarze nie kryli swojej frustracji. "Przy najmniejszym kontakcie Hojlund upadał. Mieliśmy też pecha, ale nie ma czasu na szukanie wymówek. Musimy wierzyć, że uda nam się to odwrócić w Manchesterze" - powiedział Iñaki Williams.
Rewanż odbędzie się w przyszły czwartek na Old Trafford. Finał Ligi Europy zostanie rozegrany w Bilbao 21 maja, a baskijski klub nie zamierza jeszcze porzucać swoich nadziei na rozstrzygający mecz u siebie. "Mają przewagę, ale my się nie poddamy" - powiedział trener Ernesto Valverde.