Zwykle stawką finału jest gwarancja miejsca w Lidze Europy na kolejny sezon, ale Real Betis wywalczył to prawo pozycją ligową, a Chelsea zagra w Lidze Mistrzów. Mimo to stawka była historycznie wysoka: dla Betisu byłby to pierwszy w historii europejski tytuł, dla Chelsea historyczne skompletowanie wszystkich głównych trofeów klubowych UEFA.
Sprawdź szczegóły meczu Betis - Chelsea

Do przerwy Chelsea nie miała atutów
To Niebiescy byli zdecydowanym faworytem, ale pierwsze minuty pokazały jasno: Verdiblancos nie zamierzali niczego londyńczykom oddawać za darmo. Szybki doskok do zawodników Chelsea sprawiał, że wyprowadzenie groźnego ataku na bramkę Adriana było niemożliwe. Tymczasem po hiszpańskiej stronie skrzydłowi i obrońcy włączali się do ofensywy. To Betis zdołał pierwszy zadać cios, gdy Pablo Fornals zaliczył kluczowy odbiór kosztem Malo Gusto na połowie Chelsea, a Isco po dojściu do szesnastki odegrał na lewo, do niepilnowanego Ezza Abde, który po ziemi wpakował piłkę pod dalszy słupek.
Prowadzenie nie zadowalało zresztą sewilczyków i w 13. minucie Marc Bartra oddał bardzo groźny strzał, sparowany przez Jorgensena. Kolejną próbę po wybiciu 20. minuty zaliczył Johnny Cardoso, wyblokowany na rzut rożny. Dopiero po tym podejściu The Blues zdołali na dłużej wyrzucić Betis ze swojej połowy i szukali wyrównania. Na tyle nieumiejętnie, że na 10 minut przed przerwą strzał z dystansu Pedro Neto pod dach stadionu był najciekawszą próbą.
I chociaż Chelsea zbliżała się do 70 proc. posiadania piłki, to tylko pod bramką Jorgensena było groźnie. Po 40 minutach Natan z dystansu zmusił golkipera do wybicia przed siebie i to – mimo kąśliwego uderzenia Enzo Fernandeza zbitego na rzut rożny tuż przed przerwą – była ostatnia chwila większych emocji podbramkowych.
Mocne pół godziny wystarczyło The Blues
Zamiast Malo Gusto po przerwie wyszedł Reece James, a The Blues nabrali koloru po bladej pierwszej połowie. Dopiero po 10 minutach temperatura jednak wzrosła, gdy domagali się karnego po zderzeniu Adriana i Nicolasa Jacksona. Nic z tego, wkrótce nowe siły mieli wnieść Jadon Sancho i Levi Colwill, ale Chelsea wciąż wyglądała zupełnie niemrawo. Dopiero 20 minut po przerwie Cole Palmer celnie wkręcił piłkę z prawej flanki na głowę świetnie wychodzącego Enzo Fernandeza i ten główką zapewnił wyrównanie.
Jakby nowe siły wstąpiły w londyńczyków. Po chwili Adrian musiał wyłapywać trudny strzał Palmera, a młody Anglik już był gotów do kolejnej szarży. I udało mu się, na prawym skraju zmylił Romaina Perrauda, przerzucił piłkę przed bramkę, a tam Jackson klatką piersiową wepchnął ją przed interweniującym Adrianem na 2:1.
Zespół Enzo Mareski powinien był zamknąć mecz na kwadrans przed końcem, gdy rzut rożny dla Betisu skończył się rajdem Jacksona sam na sam z Adrianem. Napastnik karygodnie wypuścił sobie piłkę i nawet po potknięciu golkiper się obronił. Verdiblancos wyglądali jednak na opadłych z sił i nie pachniało nawet ich powrotem do rywalizacji. Tym bardziej po wejściu w ostatnie 10 minut, kiedy podanie Dewsbury-Halla szczęśliwie znalazło Jadona Sancho, a ten efektownie zmieścił piłkę po przekątnej bramki.
Dwaj zmiennicy przypieczętowali wygraną, choć nie był to ostatni cios zadany Betisowi w środowy wieczór. Ten zaszczyt przypadł Moisesowi Caicedo na początku doliczonego czasu. Piłkę od Enzo uderzył z rotacją i po nodze defensora, nie dając szansy Adrianowi.
Nic dziwnego, że nerwy zaczęły puszczać zawodnikom Betisu, ich zespół w końcówce nie był w stanie zareagować na kolejne bramki i to angielska część stadionu świętowała po ostatnim gwizdku. Futbol bywa okrutny i tak skończył się czwartkowy finał: zamiast pierwszego w historii trofeum Betisu mamy pierwszy w historii komplet pięciu głównych trofeów w rękach jednego klubu. Do Pucharu Europy, Ligi Europy, Pucharu Zdobywców Pucharów i Superpucharu UEFA dokładają Ligę Konferencji.
