Bez postaci tak istotnych, jak Augustyniak i Vinagre postawa Legii Warszawa stała pod znakiem zapytania. O poziom determinacji obaw nie było, za to wkład obu kluczowych zawodników wydawał się trudny do zrównoważenia tym bardziej, że szwajcarskie Lugano jest znane z nieustępliwej gry.
Sprawdź szczegoły meczu Legia - Lugano

Światny start Legii i utrata kontroli
Wojskowi rozpoczęli zachowawczo i wyraźnie pozwolili przyjezdnym rozgrywać piłkę, niskim ustawieniem blokując dostęp pod swoje pole karne. Przez 20 minut Lugano wypracowało w tych okolicznościach tylko dwa strzały z dystansu, tymczasem Legia potrzebowała ledwie 10 minut (przy posiadaniu poniżej 30 proc.), by objąć prowadzenie. Świetne wejście Pawła Wszołka z prawej strony pola karnego pozwoliło mu oddać piłkę do Guala. Ten zmarnował swoją okazję, uderzając w poprzeczkę. Na szczęście piłka wróciła do gry i Morishita dobił, nie dając szans Saipiemu.
Japończyk w kadrze Legii próbował zaliczyć dublet w 22. minucie z dystansu, ale brakło centymetrów i piłka przeszła po złej stronie słupka. Po półgodzinie oddał też piłkę odsłoniętemu Luquinhasowi, tyle że ten posłał piłkę w przestworza. Wyprowadzające zespołowe ataki ze środka Lugano też miało swoje okazje – Kobylak trzykrotnie zatrzymywał uderzenia przez pierwsze 30 minut, ale analitycy wycenili ich jakość tylko na 0,18 xG.
Bardzo długo ofensywne zapędy Szwajcarów kończyły się na granicy pola karnego. Nieoczekiwanie sposób przyjezdni znaleźli po stałym fragmencie. Rzut rożny Anto Grgicia w 40. minucie został wybity wprost na głowę Mattii Bottaniego, a ten – bez krycia – nie miał problemu z wepchnięciem główki do bramki. Rozochoceni goście do samej przerwy szukali drugiego gola. Gdy stratę w środku boiska zaliczył Luquinhas, tuż przed gwizdkiem sędziego Kobylaka strzałem sprawdzał jeszcze Hicham Mahou.
Lugano udowodniło przewagę w drugiej połowie
W drugą połowę lepiej weszli przyjezdni i to oni szukali prowadzenia jako pierwsi. Uran Bislimi nie zdołał jednak zagrozić Kobylakowi w 49. minucie. Strzelec gola Bottani był przypadkiem o włos od dubletu po niekontrolowanym upadku Wszołka, lecz i on nie skorzystał z okazji, a sytuację ratował Kapustka. Gospodarze uspokoili grę i przeszli do dłuższej kontroli nad piłką. Gdy ją tracili, natychmiast ruszali do odbioru, a to pozwoliło im znacznie częściej szukać drogi do bramki Saipiego.
Efekty długo nie przychodziły, więc obaj szkoleniowcy zareagowali. W barwach Lugano wszedł po godzinie gry Kacper Przybyłko, zaś pierwsza zmiana Goncalo Feio nastąpiła dopiero na 18 minut przed końcem, gdy wszedł Sergio Barcia. Za mało, za późno? Być może, choć przy tak krótkiej ławce Feio nie miał wielkiego pola manewru. Natomiast nie uratowało to Legii przed stratą drugiej bramki w 73. minucie. Po rzucie wolnym Przybyłko doszedł do strzału, który Kobylak ofiarnie obronił, ale do wybitej piłki przy dalszym słupku doszedł Albian Hajdari i dał prowadzenie Lugano.
Wojskowi walczyli do samego końca, ale przyniosło to jedynie czerwoną kartkę Radovana Pankova w doliczonym czasie, co osłabi Legię w ostatniej kolejce Ligi Konferencji.
