Po świetnej fazie ligowej Legia Warszawa jechała do Norwegii jako faworyt, nawet mając w pamięci zeszłoroczne cięgi zebrane właśnie od Molde. W końcu Norwegowie są w kryzysie, zawiedli w rozgrywkach krajowych i nie zagrają w pucharach latem.
Sprawdź szczegóły meczu Molde – Legia
Katastrofalne błędy w pierwszej połowie
Nerwowe pierwsze minuty pokazywały, że Legia będzie próbować szybkim pressingiem odbierać piłkę i szukać swoich sytuacji, ale pośpiech w grze szedł w parze z brakami jakościowymi. Tymczasem gospodarze pozostali czujni i szybko udało im się odnaleźć drogę do siatki.
Imponujący zapałem Kristian Eriksen zszedł lewą stroną i po szybkiej wymianie podań strzelił. Vladan Kovacević wybił przed siebie, dobitkę posłał w jego kierunku Eirik Hestad, zaś próbujący blokować Vinagre ułatwił oszukanie bramkarza. Co gorsza, wyrachowanie i skuteczność Molde na tym się nie kończyły. Gospodarze dostrzegli, że Legia gra nerwowo. Dlatego, gdy Jan Ziółkowski za krótko odegrał do tyłu, Eriksen rzucił się do piłki i główką skierował ją poza zasięgiem rękawic Kovacevicia.
Bramki wpadły w niewiele ponad kwadrans, zanim Legia zdążyła jakkolwiek zagrozić gospodarzom. Sytuacja Molde była wręcz wymarzona, bo po dwóch trafieniach Wojskowi musieli chwilę dochodzić do siebie i dopiero w 30. minucie doszło do groźnej sytuacji po drugiej stronie boiska. Kacper Chodyna zbiegł z prawej do środka i z dystansu szukał dalszego słupka, Jacob Karlstrom sparował na rzut rożny.
Wysiłki warszawiaków były mozolne i zbyt czytelne, a straty nazbyt proste i niebezpieczne. Zwłaszcza że środek pomocy i obrony Legii zawodził raz za razem. W tej sytuacji cieszyły próby Kapustki czy Guala, ale okazały się nieskuteczne. Za to Molde z zaskakującym spokojem zdobyło trzecią bramkę. Dwa podania od środka boiska do wychodzącego za obrońców Fredrika Gulbrandsena, a ten z łatwością pokonał Kovacevicia. I to nie był koniec, ponieważ ten sam napastnik jeszcze przed zejściem do szatni mógł podwoić dorobek, gdyby nie zatrzymał go Kapuadi.
Trzy minuty do przywrócenia nadziei
Mimo katastrofalnego wyniku i analogicznej gry, Goncalo Feio nie zmienił nikogo w przerwie, a i w grze niewiele się zmieniło. Molde ponownie dochodziło do zbyt dobrych okazji, ale dopiero po godzinie spotkania Augustyniak i Pankov pojawili się na boisku, by wzmocnić dziurawą jak sito defensywę.
Efekt przyszedł natychmiastowo, choć nie bezpośrednio za ich sprawą. Akcja lewą stroną Vinagre’a i Goncalvesa skończyła się dograniem do Kacpra Chodyny przed bramką, a ten wpakował piłkę poza zasięgiem bramkarza gospodarzy. Goncalo Feio wprowadził jeszcze Luquinhasa i Brazylijczyk nie zawiódł jego oczekiwań. Po zaledwie dwóch minutach na boisku zdobył bramkę, gdy doszedł do piłki przerzuconej z prawej strony przez Wszołka i przeciął jej lot tuż przed bramką. Wcisk? To nic, skoro przywrócił nadzieję!
Na ostatnie minuty Feio posłał w bój również Tomasa Pekharta. Czeski wieżowiec nie dał równie mocnego impulsu, ale to Legia nadawała rytm w końcówce i bliższa była wyrównania niż straty kolejnej bramki. Do końca doliczonego czasu Wojskowi szukali swojego trzeciego gola, ale wrócą do Polski bez punktów w rankingu UEFA. Jeden gol straty to wprawdzie niewiele, ale pamiętamy dwumecz sprzed roku, więc o optymizm trudno...
