Nie tylko w Lidze Mistrzów, ale nigdy jeszcze nie grały przeciwko sobie czeska Slavia i norweskie Bodo/Glimt. Na rozpoczęcie sezonu LM prascy kibice przygotowali kolejną imponującą oprawę i mieli nadzieję na komplet punktów kosztem debiutujących na tym poziomie rywali.
Sprawdź szczegóły meczu Slavia – Bodo/Glimt

Mbodji zawodzi, Mbodji uwodzi
Na Edenie gospodarze szukali mocnego startu, ale już po kilku minutach żółte stroje Bodo/Glimt prezentowały się lepiej na boisku rywali. W 12. minucie Norwegowie powinni byli prowadzić, gdy Gundersen ruszył z indywidualnym rajdem, a jego dogranie do Hakona Evjena napotkało na błąd Mbodjiego. Evjen doszedł do strzału sam na sam, jednak Jindrich Stanek był czujny.
Zanim gospodarze zdołali odzyskać przewagę, musieli pogodzić się ze stratą Tomasa Holesa, który zszedł z kontuzją przed upływem 20 minut. Tuż po zmianie Michal Sadilek huknął z dystansu nad bramką. Wreszcie przyszła 23. minuta, gdy Provod zagrał wzdłuż bramki z prawej. Piłka minęła wszystkich i wychodziła poza światło bramki, gdy Mbodji doskoczył i wpakował ją z bliska do siatki.
Gospodarze mieli cenne prowadzenie, a Youssoupha Mbodji zrehabilitował się za niefortunną interwencję. Mogło być jeszcze lepiej, ponieważ w 35. minucie Haitam Aleesami dotknął dłonią piłki w polu karnym. Długa analiza i wielki zawód: karnego dla Slavii nie było, do przerwy 1:0. Debiutujący w pierwszej jedenastce Mbodji postanowił być głównym bohaterem, choć niekoniecznie pozytywnym. W 54. minucie Senegalczyk sprokurował rzut karny, ale Hogh nie zdołał zaskoczyć Stanka słabym strzałem.
Bassi i Fet znaleźli odpowiedź
Gdy mijała godzina, z dystansu uderzył Doudera, próbował dobijać nieskutecznie Kusej, który zresztą spalił. Slavia zdecydowanie szukała drugiego gola, co potwierdził z dystansu Provod, a Haikin zatrzymał również dobitkę Kuseja. Dopiero w 74. minucie ponownie skapitulował, gdy raz jeszcze na lewym słupku domykał Mbodji, tym razem kończąc wysoką piłkę od Provoda. Inaczej niż wcześniej, tym razem Bodo/Glimt odpowiedziało. Akcja zespołowa skończyła się strzałem i dobitką Daniela Bassiego. Za drugim razem pokonał leżącego Stanka.
Prażanie nie zamierzali spoczywać i szukali trzeciej bramki. Tymczasem gol padł po drugiej stronie, gdy Norwegowie w końcu zdołali się oswobodzić i wyprowadzić wypad w 90. minucie. Czesi prawie go udaremnili, lecz wybicie Hashioki spadło na nogę Sondre Feta na 15. metrze, a ten uderzył potężnie z woleja, od poprzeczki pakując piłkę do bramki na 2:2. Choć prażanie do końca walczyli o decydujące trafienie, brakło im doliczonego czasu, by wyrwać komplet punktów. Nawet joker Schranz musiał w ostatniej swojej akcji uznać wyższość Haikina.
