Po gigantycznych emocjach w pierwszym meczu, fani na całym świecie mieli wyostrzony apetyt przed rewanżowym starciem Realu Madryt i Manchesteru City. Królewscy po wygranej na wyjeździe byli zdecydowanym faworytem, choć potencjał obu drużyn nie pozwalał żadnego scenariusza wykluczać.
Sprawdź szczegóły meczu Real Madryt – Manchester City

Przewaga Realu błyskawicznie potwierdzona
Tempo od początku spełniało oczekiwania i zwiastowało okazałe widowisko, choć chyba nikt nie spodziewał się, z jaką łatwością Los Blancos zaczną punktować rywali. Minęły ledwo trzy minuty, gdy Raul Asencio posłał z głębi własnej połowy wysoką piłkę do uciekającego Kyliana Mbappe. Przy próbie zatrzymania piłki padł Ruben Dias, a Francuz ze spokojem przelobował Edersona i dał prowadzenie.
Co gorsza, natychmiast po straconym golu City straciło także Johna Stonesa, który musiał zejść z kontuzją po ledwie kilku minutach. Przewaga gospodarzy w dwumeczu była już komfortowa, choć daleka od bezpiecznej. Niemniej, Królewscy pozwolili sobie na niższe ustawienie i nie szarżowali do odbioru piłki, gdy City rozgrywało ją na swojej połowie. Ważniejsze było, że Obywatele nie mieli pomysłu, jak zbliżyć się bliżej niż 40 metrów pod bramkę Courtoisa.
Przewaga gości w posiadaniu piłki była kompletnie jałowa, tymczasem każda próba ataku Realu zwiastowała zagrożenie. W 29. minucie Ederson zatrzymał potężne uderzenie Mbappe wychodzącego ponownie z prawej strony, ale chwilę później dubletu Francuzowi już nie zabrał. Tercet Vinicius-Rodrygo-Mbappe ośmieszył rozchwianą obronę mistrzów Anglii, wliczając siatkę Khusanova czy położenie Gvardiola zanim Francuz wpakował drugiego gola.
Nico ratuje honor upokorzonego City
Do przerwy wynik już się nie zmienił, podobnie jak przewaga gospodarzy w jakości rozgrywanych ataków. Po zmianie stron wrócili jeszcze głodniejsi kolejnych goli i City długimi minutami nie radziło sobie z wyjściem ze swojej połowy. Nawet pozornie niegroźny strzał Rodrygo zza pola karnego wypadł Edersonowi przed bramkę i zrobiło się nerwowo.
Przy potężnych kłopotach City w defensywie spotkanie zaczęło zamieniać się w pojedynek Mbappe z Edersonem, w którym Francuz miał już pokaźną przewagę. W 57. minucie był bardzo bliski hat-tricka, ale zderzył się z golkiperem i chwilę nie mógł wstać. Gdy to zrobił, wreszcie skompletował wymarzony tryptyk efektownych goli. Valverde znalazł go na prawym krańcu pola karnego, Francuz zszedł do środka po linii szesnastki, przymierzył i huknął kąśliwie pod dalszy słupek.
Do końca zostało pół godziny, a City było na deskach. Królewscy nie grali z równorzędnym rywalem, bardziej mogli trenować swoje umiejętności przy kolejnych próbach ataków. Dopiero wchodząc w ostatni kwadrans Obywatele postraszyli bramkarza Realu, choć Courtois przy próbie Fodena nie musiał się zbytnio wysilać. Znacznie trudniejsze zadanie miał chwilę wcześniej Ederson z Viniciusem.
Ostatnie minuty upływały na nieco rozpaczliwych próbach zdobycia honorowej bramki przez City. Do końca regulaminowych 90 minut nie udało się celu zrealizować, za to na początku doliczonego czasu Omar Marmoush uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego. Obił poprzeczkę, od której piłka poleciała w stronę Nico Gonzaleza, a jego dobitka uratowała resztki honoru City. Trafienie zamazuje nieco przepaść, jaka dzieliła obie drużyny.
