Barça dominowała, atakowała i zasłużyła na bramkę, którą Cubarsí zdobyłby głową. Ale tuż przed linią kapitan dotknął piłki i uruchomił dzwonki alarmowe. "Martwiłem się, czy nie byłem na spalonym. Dobrą rzeczą było to, że padł gol. Powiedziałem Pau (Cubarsiemu), że może dotknąłem piłki przed linią, przeprosiłem go, a on powiedział, że nic się nie dzieje", wyznał z uśmiechem na antenie Movistar Liga de Campeones.
Dodał, że nie mógł powstrzymać swojego instynktu. "W tamtym momencie nie wiedziałem, czy piłka wejdzie do bramki, czy nie, ale to było trochę jak bycie napastnikiem, chęć zdobywania bramek i po to tam jestem", powiedział najlepszy strzelec i asystent w tym sezonie Ligi Mistrzów z 12 golami i siedmioma asystami.
Jego poziom jest doskonały, podobnie jak jego kolegów z przodu, Lewandowskiego i Lamine Yamala, z którymi tworzy trójząb nie do zatrzymania. "Uwielbiam grać z zawodnikami na tak wysokim poziomie, znamy się bardzo dobrze i to jest ważne. Osiągamy spektakularne liczby i zobaczymy, czy uda nam się to utrzymać".
Ale mimo zwycięstwa 4:0 i dobrej gry, Raphinha wie, że w Dortmundzie jest jeszcze ostatni krok do zrobienia. "Pozostał jeszcze jeden mecz, gra tam jest skomplikowana przed ich fanami, są drużyną o dużej jakości, ale osiągnęliśmy dobry wynik i musimy kontynuować w ten sposób i zagrać świetny mecz w przyszłym tygodniu".