Po dalekim od ideału pierwszym meczu, obie ekipy obiecywały poprawę w rewanżu. Nic zresztą dziwnego, dla Barcelony i Napoli Liga Mistrzów to ostatnia okazja, by uratować sezon zdominowany przez rozczarowania i naznaczony zmianą trenerów.
Prześledź komplet statystyk meczu Barcelona-Napoli
Zapowiedzi doczekały się realizacji w pierwszym kwadransie, gdy mistrzowie Hiszpanii i Włoch bardzo aktywnie szukali gola dającego przewagę w dwumeczu. Zdecydowanie bliżej byli Katalończycy, których prawą flanką ciągnęli naprzód Lamine Yamal i Fermin Lopez. Jeszcze przed kwadransem ten drugi miał trzy sytuacje. Dwukrotnie się nie udało, ale za trzecim razem bezcenne wycofanie Raphinhy dotarło do Fermina osamotnionego na 12. metrze przed bramką. Miał czas, przymierzył i pokonał Mereta!
Sam Raphinha wkrótce pokazał, że nie zamierza zadowolić się asystą. Dwie minuty po pierwszej bramce huknął po przekątnej z lewej. Piłka obiła słupek i Brazylijczyk padł na kolana z twarzą w dłoniach. Nie padł za to Joao Cancelo, który doskoczył do wracającej piłki i podwoił prowadzenie Blaugrany już w 17. minucie.
Dobrą chwilę zajęło Azzurrim pozbieranie się, dynamikę meczu zakłócił zresztą uraz Lobotki, który ostatecznie pozostał na boisku. Wydawało się, że Duma Katalonii trzyma w tym meczu lejce, ale chwila ospałości w defensywie dała Napoli szansę na bramkę kontaktową. I tuż przed upływem półgodziny Włosi skorzystali z szansy, gdy świetne wycofanie Politano spod linii końcowej na jeszcze lepszy strzał zamienił Amir Rrahmani.
Moment później Di Lorenzo główką sprawdzał Ter Stegena i Napoli coraz bardziej przypominało drużynę sprzed roku, a nie obecnego średniaka Serie A. Ostatni kwadrans pierwszej połowy to okres zdecydowanej przewagi przyjezdnych z Włoch, choć już bez większego zagrożenia dla niemieckiego bramkarza Barcy.
Po powrocie z szatni gospodarze wciąż mieli poważny problem z ujarzmieniem Napoli i dopiero po 10 minutach Raphinha sytuacyjnie huknął, tyle że wprost w Mereta. Z kolei tuż po godzinie Azzurri mogli łapać się za głowy, gdy nieporozumienie Ter Stegena z obrońcami nie skończyło się bramką Osimhena, ograbionego z okazji przez jednego z defensorów. Jeśli ktoś po przerwie był bliżej bramki, to Napoli, ale bliżej nie znaczy blisko.
Dopiero w 67. minucie trybuny zawrzały ponownie. Bliski swojego pierwszego gola wydawał się odcinany dotąd Lewandowski, ale piłka sprzed bramki wypadła w pole. Dobijał ją Yamal tuż przed linią i choć wtoczyła się do bramki, to nastolatek był na spalonym. Ten moment można uznać za przechylenie szali z powrotem na rzecz gospodarzy, którzy kontynuowali ataki.
Napoli dopiero w 80. minucie wykorzystało nieporozumienie w ofensywie rywali, by przeprowadzić akcję zwieńczoną główką Jespera Lindstroma, która świsnęła obok bliższego słupka. Czego nie wykorzystali, to wróciło do nich ze zdwojoną siłą, gdy Gundogan z Sergim Roberto doprowadzili piłkę pod bramkę. Hiszpan mógł kończyć sam, ale dostrzegł Roberta Lewandowskiego i oddał zaszczyt Polakowi!
Ostatnie szarpnięcia należały do Napoli, gdy swoich sił próbowali Mathias Olivera i Chwicza Kwaracchelia, a na wiwat uderzał Lobotka. Czasu na choćby kontakt jednak nie wystarczyło. Napoli żegna się z Ligą Mistrzów honorowo, po dzielnej walce, lecz przewaga jakościowa Barcelony w całym meczu nie podlega dyskusji. Jest ćwierćfinał, czy będzie coś więcej?
