Mając aż sześć porażek na koncie po 30 kolejkach, FC Porto było przed sobotnim wyjazdem największym rozczarowaniem Ligi Portugal. Wygrana pod Lizboną z Estrelą da Amadora była więc dla kibiców Smoków koniecznością, bo tylko komplet punktów pozwoliłby wyprzedzić Bragę i wrócić na podium.
Z planu wyszły nici, ponieważ w 37. minucie dwa świetne kontakty z piłką pozwoliły gospodarzom wyjść od własnej połowy do rajdu sam na sam, w którym Kikas zachował zimną krew i pokonał Claudio Ramosa. Gdy Porto przegrywało w drugiej połowie, ultrasi w gniewie doprowadzili do przerwania meczu, wrzucając race na boisko. Mecz został wznowiony, po czym bramkarz gości sprokurował rzut karny i nie zdołał go obronić.
Estrela wygrała 2:0 i jest coraz bliżej utrzymania, ale kibiców przyjezdnych nie ten koniec tabeli interesował. Po spotkaniu były białe chusteczki, gwizdy, wyzwiska i okrzyki nawołujące do zmian w klubie.
Dla kibiców większości zespołów na świecie czwarte miejsce nie brzmi pewnie źle, ale FC Porto tak nisko w tabeli nie było od 1976 roku. Dlatego policja wzmocniła ochronę przyjezdnych i długo nie było możliwe wypuszczenie autokaru z drużyną FC Porto ze stadionu.
Doszło do przepychanek między ultrasami a policją, do próby sforsowania bram. Jeden funkcjonariusz został lekko ranny w głowę po uderzeniu szkłem. Dopiero w okolicach 1 w nocy polskiego czasu Smoki opuściły teren, na którym doszło do porażki.