W minionym sezonie Lille i Nicea miały najlepszych bramkarzy francuskiej Ligue 1, dziś i Chevalier, i Bułka mają znacznie słabszy czas. Za to ich kluby wciąż walczą o miejsce przynajmniej za plecami wielkiej trójki, jeśli nie wyżej. Piątkowe bezpośrednie starcie szczelnie wypełniło wielki Stade Pierre-Mauroy.
Sprawdź szczegóły meczu Lille - Nice

Choć na ofensywę w Nicei jesienią wielokrotnie narzekano, to w Lille właśnie Orlęta zaczęły znacznie lepiej. Gaetan Laborde i Pablo Rosario przed upływem pięciu minut szukali gola, a przed upływem kwadransa Sofiane Diop również był bliski szczęścia. To właśnie on otworzył ostatecznie wynik w 30. minucie, gdy Chevalier wybił przed siebie piłkę po centrze, wprost na nogę 24-letniego Marokańczyka.
Mastify z Lille były zaskakująco łagodne w pierwszej połowie, co chyba z ulgą przyjął Marcin Bułka. Polski golkiper był raczej niepewny w otwierających fragmentach spotkania. Dopiero w 44. minucie Bułka musiał wyciągnąć się po potężnym strzale Meuniera i uratował się przed stratą gola. Mogło być lepiej, bowiem w doliczonym czasie jeszcze poprzeczka ratowała Lille przed drugim golem.
O ile do przerwy Lille było ogromnym rozczarowaniem, o tyle po zmianie stron szybko doszło do odmiany. Hakon Arnar Haraldsson pokonał Bułkę już w 48. minucie i gospodarze zaczęli szukać prowadzenia z wielkim głodem kolejnych trafień. Zaspokoili go w 63. minucie, kiedy Bafode Diakite dał przewagę po fatalnych błędach obrony. Bułka był w tym przypadku bezradny.
Choć nie udało się dołożyć kolejnych goli, to nie było też zagrożenia stratą – ofensywa Nicei była po przerwie prawie niewidoczna. Dopiero w ostatnich minutach piłkę na wagę remisu miał na nodze niepilnowany na dalszym słupku Evann Guessand, ale trafił tylko w boczną siatkę. Sam nie mógł w to uwierzyć. Mimo emocji, końcówka nie dostarczyła kolejnych goli, a to oznacza awans Lille na 3. miejsce.
