Podopieczni selekcjonera Adama Majewskiego zdawali sobie sprawę z siły rywala, ale nie zamierzali jedynie się bronić. Przeciwnie, to biało-czerwoni stworzyli pierwsze dogodne okazje, a strzał Filipa Szymczaka z piątej minuty o centymetry minął prawy słupek bramki Samuela Soaresa.
To jednak tylko podrażniło Portugalczyków, którzy następnie przejęli inicjatywę, "zabierając" piłkę przeciwnikom. Początkowo obrona naszej drużyny spisywała się nieźle, ale skapitulowała w 16. minucie po jednym z szybkich kontrataków. Wówczas precyzyjne podanie w pole karne posłał Roger Fernandes, a Geovany Quenda strzałem z bliskiej odległości otworzył wynik spotkania.
Szansę na wyrównanie dość szybko zyskał Mateusz Fornalczyk. Napastnik Korony Kielce złożył się do strzału efektownymi "nożycami", ale uderzenie przeleciało nad poprzeczką. Chwilę później przewrotką strzelał Kacper Kozłowski, ale z identycznym skutkiem.
Problemów ze skutecznością nie miał z kolei Quenda. W 24. minucie utalentowany napastnik Sportingu znów skorzystał z dogrania Fernandesa i po wymanewrowaniu naszych defensorów podwyższył prowadzenie swojej drużyny.
Jak się wkrótce okazało, Quenda potrafi również świetnie asystować. Tuż po upływie pół godziny gry znalazł dobrze ustawionego Henrique Araujo, który również był bezlitosny dla Kacpra Tobiasza. Trzeba jednak dodać, że gdyby nie bramkarz Legii, po kolejnym strzale Quendy mogło być jeszcze gorzej.
Polacy próbowali tworzyć okazje, ale słupek po strzale Kozłowskiego czy niecelna główka Patryka Pedy to za mało. Lekcję szybko dał im za to Paulo Bernardo, który jeszcze przed przerwą podwyższył wynik na 4:0.
Zasmucająca różnica
Drugą połowę biało-czerwoni rozpoczęli odważnie, ale ich ataki znów nie przynosiły żadnego rezultatu. Zupełnie inaczej niż przeciwników. Po godzinie gry i kolejnej dynamicznej kontrze błędy naszej defensywy wykorzystał Rodrigo Gomes.
W ostatniej części rywalizacji Portugalczycy skupili się już na kontrolowaniu przebiegu gry, a nasi gracze momentami byli bezradni. Zawodnicy Rui Jorge'a popisywali się swobodą w rozegraniu, co jeszcze mocniej zarysowywało różnicę klas między zespołami. Odzwierciedlił to dosadny ostateczny wynik 5:0, po którym Polakom został już tylko legendarny mecz "o honor" z Francją i pożegnanie z młodzieżowym Euro. W pierwszym spotkaniu przegrali bowiem z Gruzją i po dwóch porażkach stracili szanse na awans do fazy pucharowej.
