"Patrzę na to z dystansu i na pewno nie znam wszystkich detali, ale skoro sprawy zaszły tak daleko, to znaczy, że współpraca między selekcjonerem a Lewandowskim nie układała się najlepiej. To indywidualna decyzja Roberta, który zapewne odebraniem opaski kapitana czuł się urażony czy był zawiedziony, ale chciałbym zwrócić uwagę, że w reprezentacji nie gra się dla tego czy innego trenera, ale dla jedynej w swoim rodzaju drużyny o nazwie 'Polska'" - powiedział PAP Lubański.
Jak dodał, wielu młodych ludzi marzy o tym, by choć raz wystąpić w reprezentacji, więc rezygnacja z tego przywileju raczej nie mieści się w jego sportowym światopoglądzie.
"W każdej sytuacji konfliktowej przychodzi jakiś punkt graniczny, że trzeba usiąść i rozmawiać, zrobić wszystko, by spróbować osiągnąć jakieś porozumienie. Tego chyba w tej sprawie zabrakło mi najbardziej. Kontakt kapitana z trenerem kadry powinien być nie tylko najczęstszy, ale i lepszy niż innych zawodników, a tutaj chyba tak nie było. No i obu stronom chyba specjalnie nie zależało na znalezieniu wyjścia z sytuacji" - tłumaczył 75-krotny reprezentant kraju.
"Zabrakło mi też reakcji PZPN, jakiejś mediacji, bo przecież związkowi, jego szefom powinno zależeć, by reprezentacji wiodło się jak najlepiej i grali w niej najlepsi polscy piłkarze" - dodał.
Lubański nie ma wątpliwości, że burza wokół Lewandowskiego wpłynie na kadrowiczów szykujących się do wtorkowego meczu eliminacji mistrzostw świata w Helsinkach z Finlandią.
"Nie da się ich wyizolować, na pewno to będzie miało wpływ na to, co dzieje się w zespole, jaka tam jest atmosfera. Trudno teraz jednak przewidzieć, jaki ten wpływ będzie" - zaznaczył.
Przypomniał, że jemu przeciwko Finom szło "całkiem nieźle" i ma miłe wspomnienia, czym nawiązał do spotkania w Szczecinie w 1965 roku, wygranego przez biało-czerwonych 7:0, w którym zdobył cztery z 48 bramek w drużynie narodowej.
"Ale teraz zostaje mi już tylko trzymanie kciuków i kibicowanie" - podsumował Lubański.