Kibice, którzy zapełnili stadion w Chorzowie, na pierwszą dogodną okazję biało-czerwonych czekali zaledwie minutę, ale Nicola Zalewski ze skraju pola karnego strzelił wysoko nad poprzeczką. Po chwili najedli się też sporego strachu, gdyż po ostrym zagraniu nakładką Ville Koskiego na murawę upadł Robert Lewandowski. Kapitan zespołu pozbierał się i wrócił do gdy, ale brak reakcji sędziego na tak niebezpieczny faul może dziwić.
Podopieczni trenera Jana Urbana wciąż przeważali, spychając rywali pod ich pole karne. Jeszcze przed upływem dziesiątej minuty po precyzyjnym dośrodkowaniu Sebastiana Szymańskiego z rzutu wolnego celnie główkował Przemysław Wiśniewski, ale Finów przytomną interwencją uratował Jesse Joronen.
Drużyna "Suomi" wytrzymała ten napór i konsekwentnie oddalała grę od szesnastki, często nie przebierając w środkach. W związku z tym biało-czerwoni decydowali się na większą liczbę prób z dystansu, ale po uderzeniach Zalewskiego czy Casha zyskiwali jedynie rzuty rożne po rykoszetach. W 24. minucie przed szansą znów stanął Wiśniewski, jednak tym razem piłka przeleciała tuż obok słupka.
Przełom nastąpił w 27. minucie. Lewą stroną popędził Jakub Kamiński, dynamiczny skrzydłowy w efektowny sposób wymanewrował obrońców, a następnie wyłożył futbolówkę Cashowi. Zupełnie niepilnowany bohater spotkania z Holandią płaskim strzałem pokonał bramkarza, zapewniając wielką radość i ulgę na trybunach.
Wkrótce umiejętności golkipera mocnym uderzeniem z daleka sprawdził jeszcze Szymański, jednak zawodnik Palermo zachował koncentrację. W ostatniej fazie pierwszej połowy tempo rywalizacji nieco spadło, a do głosu zaczęli dochodzić goście. Polacy wykorzystali jednak ten moment jak wytrawny gracz, wyprowadzając skuteczną kontrę. Była 47. minuta, kiedy Lewandowski otrzymał świetne podanie od Zielińskiego i z wielkim spokojem podwyższył prowadzenie gospodarzy.
Początek drugiej połowy był równie fantastyczny, co koniec pierwszej. Po kolejnym dynamicznym kontrataku Kamińskiego z bliskiej odległości strzelał Lewandowski. Joronen z trudem odbił piłkę tuż przed siebie i choć napastnik Barcelony był już gotowy do dobitki, to ubiegł go skrzydłowy FC Koln, strzelając swojego pierwszego gola w tych kwalifikacjach.
Przez chwilę na stadionie zrobiło się nieco ciszej, gdyż po kopnięciu Kallmana przez Wiśniewskiego w polu karnym arbiter nasłuchiwał sygnałów od kolegów z VAR-u. Na szczęście po chwili można było wrócić do radosnego kibicowania, gdyż okazało się, że napastnik był na spalonym.
W kolejnej części szkoleniowiec biało-czerwonych dokonał kilku zmian, dając odpocząć m.in. Lewandowskiemu. Kapitan zszedł z murawy przy oklaskach wdzięcznej publiczności, po chwili podobne usłyszał mocno zmęczony Kamiński. Na boisku zastąpili ich Karol Świderski i Adam Buksa.
W 88. minucie nasi zawodnicy nie zdołali już jednak upilnować Kallmana i były zawodnik m.in. Cracovii zmniejszył straty na 1:3, choć i tym razem jego gol był weryfikowany pod kątem ofsajdu. Po chwili jego wyczyn mógł powtórzyć inny zawodnik znany z naszych boisk, Robert Ivanov, ale przy strzale głową faulował Wiśniewskiego. Polacy usłyszeli od kibiców zachętę do kontynuacji ataków i choć podjęli takie próby, to nie zdołali już podwyższyć wyniku. Zwycięstwo oznacza rewanż za porażkę w Helsinkach i ważne trzy punkty, dzięki którym zrównali się w tabeli z prowadzącą Holandią.
Warto dodać, że Polska strzeliła gola w 5 z 5 meczów kwalifikacyjnych do Mistrzostw Świata 2026, żadna inna drużyna nie osiągnęła takiego wyniku na tym etapie.