54-letni Frederiksen w czerwcu ubiegłego roku przejął stery w "Kolejorzu" po Mariuszu Rumaku. Sezon 2023/24 lechici zakończyli w słabym stylu zajmując dopiero piąte miejsce. Dlatego mało kto się spodziewał, że Lech po przerwie letniej włączy się do gry o mistrzostwo kraju.
"Nie jest łatwo pozbierać się po słabym sezonie i wrócić do dobrej gry. Zwykle wszyscy oczekują, że owszem, ten kolejny sezon powinien być lepszy, ale niekoniecznie już bardzo dobry" – mówił szkoleniowiec na spotkaniu z mediami.
Duńczyk zwrócił też uwagę, że szykowała się także poważna przebudowa drużyny połączona z odejściem kluczowych piłkarzy.
"Ludzie też patrzyli na to, jacy piłkarze odchodzą z Lecha. Kristoffer Velde, Filip Marchwiński, czy Jesper Karlstroem to byli zawodnicy, którzy mieli duży współudział w zdobywaniu bramek i wszyscy zastanawiali się, kto będzie je teraz strzelał. Oczywiście, mieliśmy Mikę Ishaka, ale dopiero w tym sezonie ogromny postęp zrobili Afonso Sousa i Ali Gholizadeh. Dołączył do nas też Patrik Walemark" – tłumaczył.
Frederiksen zapewnił, że wierzył w sukces od początku rozgrywek. Jak podkreślił, sprawił to dobry początek, po którym poznaniacy szybko usadowili się na pozycji lidera.
"Wierzyłem przez cały sezon, od samego początku, że możemy zostać mistrzem. Gdy pokonaliśmy Legię 1:0 (na dwie kolejki przed zakończeniem rozgrywek - PAP), a dzień wcześniej Raków przegrał z Jagiellonią 1:2, wiedzieliśmy, że teraz mamy wszystko w naszych rękach. To był taki moment, że ta szansa stała się naprawdę bardzo realna" - mówił.
Szkoleniowiec nie ukrywa, że praca w Polsce była dla niego nowym, ciekawym wyzwaniem, ale też pewnym zderzeniem się z inną kulturą.
"Macie też zupełnie inną tradycję i historię niż Dania. W tym wszystkim trzeba umieć znaleźć balans. Przychodząc do Lecha chciałem pozmieniać wiele rzeczy i to mi się udało zrobić. Jako nowy szkoleniowiec nie mogłem jednak wszystkiego wywrócić do góry nogami. Trzeba było umieć zaadoptować się pewnych do sytuacji, które zastałem, do warunków, w których funkcjonuje klub" – tłumaczył.
Jak podkreślił, w futbolu pracuje już wiele lat, ale wciąż może się jeszcze wiele nauczyć.
"Pracując jako trener, rozwijam się z każdym kolejnym dniem. Przyszło mi się mierzyć przeciwko drużynom, z którymi nigdy wcześniej nie grałem, które mają różne style. Zastanawiam się jak je pokonać pod względem taktycznym. Pracujesz też z nowymi zawodnikami, których wcześniej nie znałeś, musisz wiedzieć i umieć, jak ich traktować. Każdy dzień przynosi nowe wyzwania i doświadczenia" – przyznał.
"Kolejorz" swój dziewiąty tytuł wywalczył po niezwykle trudnej rywalizacji z Rakowem Częstochowa. Walczył o mistrzostwo do ostatniej kolejki, w której skromnie pokonał Piasta Gliwice (1:0). W trakcie sezonu miał wiele wzlotów i upadków – potrafił pokonać Jagiellonię 5:0, Legię 5:2 i rozgromić Puszczę Niepołomice 8:1. Przegrywał jednak z drużynami walczącymi o utrzymanie – Lechią Gdańsk, Śląskiem Wrocław czy Puszczą. Frederiksen wskazał na kilka innych trudnych momentów w tym sezonie.
"Na pewno ostatnia część sezonu była najbardziej wymagająca. Byliśmy już trochę zmęczeni, mieliśmy kontuzje. Wiosną były dwa takie trudne momenty, kiedy to dwukrotnie przegraliśmy dwa mecze z rzędu. Po porażkach z Jagiellonią Białystok i Śląskiem Wrocław, mieliśmy pięć punktów straty do lidera. Zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy wygrać wiele meczów, żeby zdobyć ten tytuł. Piłkarze w dobrym stylu potrafili wrócić do gry" – zaznaczył opiekun poznańskiej drużyny.
Lech przegrał w minionym sezonie aż ośmiokrotnie i zwykle nie potrafił odwrócić niekorzystnego wyniku. Gdy jako pierwszy tracił bramkę, często te spotkania kończył porażkami. Frederiksen przyznał, że na koniec sezonu jego zespół potrafił tej tezie zaprzeczyć.
"Tak wiem, że zarzucono nam, że nie potrafimy wrócić do gry. W Katowicach trafił nam się jeden z najtrudniejszych wyjazdowych meczów w tym sezonie, dwukrotnie przegrywaliśmy, a wiedzieliśmy, że musimy zdobyć minimum jeden punkt. I zrobiliśmy to, a drużyna udowodniła, że potrafi odwracać losy spotkania" – stwierdził.
Ekipa ze stolicy Wielkopolski wystąpi w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, a rywalizację rozpocznie od drugiej rundy. To oznacza, że czeka ją znacznie więcej spotkań niż w poprzednim sezonie.
"To jeden z największych profitów bycia mistrzem kraju. Zaczynamy od rozgrywek najwyższej rangi i wprawdzie nie mogę teraz zagwarantować awansu do fazy grupowej, to na pewno się postaramy. Natomiast w przypadku niepowodzenia, pozostaje nam walka w Lidze Europy, a potem w Lidze Konferencji. Jest kilka różnych sposobów na poszerzenie kadry, jedną z nich jest powrót kontuzjowanych zawodników do składu. Wiosną mieliśmy tych urazów bardzo dużo. Jeśli ci wszyscy zawodnicy będą gotowi do gry, to ten skład będzie naprawdę szeroki. Musimy jednak też szukać ich na zewnątrz, natomiast nie odpowiem na pytanie, ilu dokładnie nowych graczy potrzebujemy. To też zależy od tego, ilu piłkarzy od nas odejdzie" – wyjaśnił Frederiksen.
Dla niego sezon jeszcze się nie skończył i na razie nie myśli o urlopie.
"Wciąż pracujemy, mam wiele spotkań ze sztabem, dyskutujemy o planach na kolejny sezon. Owszem, mieliśmy już je ustalone wcześniej, ale też w sobotę wszystko się do końca wyjaśniło. Mam gdzieś w planach wyjazd na wakacje, ale nie będzie to ani jutro, ani pojutrze" – podsumował.
Lechici w poniedziałek wieczorem wezmą udział w Gali Ekstraklasy, a następnie udadzą się na wakacje. Początek przygotowań zaplanowano na 19 czerwca.