Ostatni mecz 31. kolejki PKO BP Ekstraklasy z pozoru nie miał stawki. Korona i GieKSa są przecież spokojne o grę w kolejnym sezonie, ale ten pojedynek sąsiadów w tabeli toczył się o pieniądze za miejsce oraz prestiż – różnica między wygraną a porażką oznaczała umiejscowienie w górnej lub dolnej połowie tabeli.
Sprawdź szczegóły meczu Korona Kielce – GKS Katowice

Przyjezdni ostatnio zaznali pierwszej porażki na nowym stadionie i od otwierających sekund szukali rehabilitacji, pokazując się w polu karnym kielczan. Gdy jednak udało się odeprzeć te zapędy, Korona złapała swój rytm i to ona dyktowała warunki. Niezłe tempo i intensywność zwiastowały atrakcyjny mecz. Zresztą, już w 5. minucie Korona mogła prowadzić, gdyby Jauhenij Szykauka przeciął piłkę posłaną przez Fornalczyka.
Niestety, wkrótce okazało się, że para włożona w piłkarzy w pierwszą połowę pójdzie w gwizdek. Niedokładność w ostatniej tercji i brak wykończenia były bolączką obu zespołów i dopiero w 28. minucie doczekaliśmy się celnego uderzenia. Dawid Błanik próbował z dystansu, ale nawet kozioł nie utrudnił Dawidowi Kudle interwencji. Dopiero doliczony czas przyniósł zmianę, gdy odbiór Sotiriou i przerzut na lewą stronę do Fornalczyka pozwolił dograć do Szykauki. Białorusin obrócił się i między nogami obrońcy zmieścił piłkę w bramce.
Mimo to kibice Korony musieli przerwę spędzić w poczuciu niedosytu, bowiem Fornalczyk wywalczył sobie rajd sam na sam na bramkę i tylko nie trafił w jej światło przy dalszym słupku. Choć GieKSa znalazła się na musiku i szukała dobrego wejścia w drugą połowę, to największą szkodą wyrządzoną kielczanom był złamany nos Sotiriou. Kielczanie wciąż trzymali kontrolę i niewielka przewaga wydawała się niezagrożona. Mimo że GieKSa grała częściej piłką, goście nie mogli znaleźć sposobu na zagrożenie bramce Mamli.
Zarządzanie jednobramkowym prowadzeniem przez Koronę nie skończyło się dobrze. Już po 82 minutach gry Alan Czerwiński podkręcił piłkę i posłał ją przed bramkę, gdzie Oskar Repka najlepiej wyskoczył i zapewnił GieKSie wyrównanie.
Mało tego, zaledwie pięć minut później Czerwiński powinien był do asysty dołożyć gola, gdyby trochę lepiej przymierzył. Doliczony czas ponownie należał jednak do Korony, która kończyła w przewadze po drugiej żółtej kartce Repki za faul na Błaniku. I właśnie ten Błanik w 90+4. minucie zaliczył niemal doskonałe uderzenie barkiem, zapewniając zwycięstwo w ostatnich sekundach spotkania!
