Światło czerwone. Pięścią w stół
Kontrowersje sędziowskie znów niestety towarzyszą nam niemal w każdej kolejce. Mnie najbardziej rażą te, w których sędzia pozostaje obojętny nie tylko fakt przewinienia, ale także jego brutalność i to, że może ono doprowadzić do krzywdy zawodnika. A taka sytuacja miała miejsce w Zabrzu.
W 27. minucie przy wyniku 0:0 Marcel Łubik chcąc wypiąstkować piłkę, zamiast w nią, trafił w głowę Fredrika Ulvestada. Dla większości widzów był to oczywisty rzut karny, jednak nie dla sędziego. Nie dość, że był to błąd w ocenie, to bramkarzowi należałaby się spora kara za narażenie zdrowia rywala. Od razu na myśl przyszedł mecz sprzed tygodnia w Kielcach, w którym mimo trafienia w futbolówkę przed Filipa Majchrowicza decyzja arbitra była zupełnie inna.
Równie przejmująca była sytuacja w Lublinie, gdzie w dość bestialski sposób Jakuba Łabojko potraktował Quentin Boisgard, za co otrzymał jedynie żółtą kartkę. Jeśli dodamy do tego nieuznaną bramkę Widzewa, to śmiało możemy stwierdzić, ta kolejka nie była popisem sędziów.
Światło pomarańczowe. O co gra Legia?
"To dziwne wygrać mecz i nie być szczęśliwym" - powiedział trener Edward Iordanescu w odniesieniu do zwycięstwa z AEK Larnaka, które nie dało awansu do kolejnej rundy el. Ligi Europy. To chyba zdemotywowało dodatkowo jego podopiecznych, którzy po całkiem solidnym występie w Warszawie tym razem nie zdołali zdobyć nawet punktu w Płocku.

Oczywiście drużynie trenera Mariusza Miriury należą się brawa za imponujący start w Ekstraklasie, ale sporo pretensji można mieć do zawodników Legii, którzy popełniają sporo błędów w defensywie i są niezwykle chimeryczni w ataku. To po prostu nie przystoi i nie napawa optymizmem przed kolejnym trudnym dwumeczem w europejskich pucharach, tym razem z Hiberniananiem. Szkoleniowiec Wojskowych za główny cel wskazał walkę o mistrzostwo Polski, a stracone na początku rozgrywek punkty mogą stanowić ku temu dużą przeszkodę.
Światło zielone. Gracias amigo!
Lleidę od Białegostoku różni niemal wszystko, oprócz podobnych barw. Dotyczy to także dominujących w tych miastach klubów piłkarskich. Może właśnie dlatego urodzony w tym katalońskim mieście Jesus Imaz czuje się tak dobrze w Jagielloniii. Hiszpański pomocnik nie przestaje bowiem zachwycać kibiców w Polsce, prezentując im swoje wyjątkowe umiejętności oraz pasję do futboli już od dziewięciu lat.
Hiszpan dzięki dubletowi w starciu z Radomiakiem wszedł do "Klubu 100", zostając drugim obcokrajowcem po Portugalczyku Flavio Paixao z co najmniej setką goli w Ekstraklasie. Imaz nie dość, że jest przykładem dla młodych zawodników, to jeszcze lideruje drużynie bez zbędnego zacięcia, niemal zawsze z uśmiechem na ustach. Po drugiej bramce zaprezentował okolicznościową koszulkę z podziękowaniami, a ja mówię i jemu "Muchas gracias!" za te wszystkie lata, licząc jednocześnie, że to właśnie tacy obcokrajowcy będą zasilać Ekstraklasę.
