Światło czerwone. Może już pora ukrócić cyrki Salvadora?
Czasami, widząc takie zachowanie, zastanawiam się, ile wysiłku zawodnik w to wkłada. Czy faktycznie ćwiczy symulowanie gdzieś po godzinach, czy traktuje to jak rzemiosło, a może nawet sztukę. Czy jest z siebie dumny? Nie potrzebuję odpowiedzi na te pytania, ale chciałbym zrozumieć, jak można zachowywać się tak głupio z takim uporem i przekonaniem. Iban Salvador swoimi wygłupami na boisku zasługuje tylko usunięcie z boiska i w tym kontekście czuję satysfakcję, że jest w połowie drogi do drugiego już zawieszenia za kartki.
Tylko dlaczego to Filip Jagiełło musiał się tłumaczyć, a Lech musi odwoływać od żółtej kartki, gdy ten klaun – znany z marnego aktorstwa od wielu lat – nabiera kolejnego doświadczonego arbitra na swoje prymitywne sztuczki? Owszem, to nie jest największy problem polskich stadionów, ale jeśli mam do wyboru oglądać zadymiony stadion i przerwę w grze albo kolejną bezkarną symulkę Salvadora, mam ochotę sam odpalić racę.
Światło pomarańczowe. A Legia co? A Legia miała przewagę
Kiedy słucham Inakiego Astiza po kolejnej stracie punktów, mam wrażenie, że mimowolnie przejął od Ediego Iordanescu nieszczęsne formułki powtarzane po każdym meczu. Mieli kontrolę, mieli przewagę, powinni byli wygrać. No, powinni byli. Tylko dlaczego nie wzięli i nie wygrali?
Niektórzy zachwycają się pomeczowym wywiadem Pawła Wszołka, w którym padło sporo gorzkich słów. Że niby pije do Rajovicia, choć wprost powiedział "nie piję do żadnego zawodnika", bo sam bez winy nie jest. Ale ja zgadzam się zwłaszcza z jednym jego stwierdzeniem: "Nic mądrego nie powiem". Nie twierdzę w żadnym razie, że mówi głupio, lecz i on popadł w mielenie niewykorzystanych sytuacji, wyliczanie przewag i tego, co powinno było się stać, tylko jakimś cudem się nie stało. Po każdym meczu Legii ktoś wychodzi i właśnie tak mówi. No kurde, powinno wyjść inaczej.
Na tym etapie sezonu wiemy, że ani Paweł Wszołek, ani trener, ani dyrektorzy czy prezes nie mają recepty. Nie ma jej też Mileta Rajović, którego po ludzku robi się żal, bo widać wylewającą się frustrację i uchodzącą wiarę w umiejętności z każdym metrem przybliżającym go do bramki. Legia jest w dryfie i najbliżej wprawienia jej w ruch okazał się 20-letni debiutant Arreiol, który wyszedł na boisko bez całego ciężaru lamentów, niespełnionych oczekiwań i zawstydzał bardziej doświadczonych kolegów wolą walki. Zobaczymy tylko, na ile starczy mu siły przy takiej atmosferze wokół.

Światło zielone. Radomiak zachwycił na boisku, a potem...
Od początku weekendu byłem przeświadczony, że tego nic nie przebije. W tej historii było wszystko: Radomiak wreszcie podejmował gości na (prawie) ukończonym stadionie, przy tłumach na trybunach. Do tego przyjechał lider Ekstraklasy i dostał cięgi od drużyny przejętej dopiero niedawno przez enfant terrible naszego ligowego uniwersum. Fabuła jak z filmu, pisze się sama!
W piątek Radomiak pokazał, ile drzemie w nim potencjału. Że kadrowo jest w stanie rozstawiać rywali po kątach, że ten projekt ma zdecydowanie silniejsze „ręce i nogi” niż kiedykolwiek przypuszczałem jako człowiek małej - przyznaję - wiary. Że wreszcie przestanie być postrzegany przez pryzmat obyczajowych dram i zamiast być dostarczycielem barwnych opowieści pozaboiskowych ugruntuje swoją pozycję jako zespół, który należy traktować poważnie. No cóż, chwilowo trzeba odłożyć to na później, ale zupełnie szczerze mam nadzieję, że poniedziałkowy skandal okaże się znacznie mniejszy niż się wydaje, bo nikomu takie sytuacje wokół żadnego klubu Ekstraklasy nie służą.

