Światło czerwone. Edward wciąż na przyuczeniu
Skład Legii Warszawa na mecz z Samsunsporem wzbudził ogromne zdziwienie i jasne stało się, że Edward Iordanescu chce gospodarować zmęczeniem w drużynie poprzez spore rotacje. W wariancie pesymistycznym: że odpuszcza mecz Ligi Konferencji albo naprawdę nie docenia trzeciej drużyny Turcji minionego sezonu, która tylko przed Galatasaray kapitulowała.
Wynik był na styku, a porażka bolesna nie tylko dla kibiców Legii, ale i wszystkich polskich "rankingorzy", którzy oczekiwali bezprecedensowej serii czterech polskich zwycięstw w Europie jednego dnia. Nie pomogła mu też konferencja prasowa, gdzie wyliczał zalety gry swojej drużyny i przekonywał, że Legia miała kontrolę nad meczem. Klub przytomnie nie publikował cytatów z konferencji w mediach społecznościowych.
Skoro w czwartek Legia poległa, to w niedzielę w Zabrzu mieliśmy poznać sens roszad w składzie. Od czterech lat Legia wygrywała każdy wyjazd na Roosevelta, więc komplet punktów w klasyku był jedynym wyjściem dla wypoczętego pierwszego składu. Tyle że po 90 minutach kibice Legii zaczęli z nostalgią wspominać Goncalo Feio, a co bardziej krewcy żądali zmiany trenera do poniedziałku.
Nic takiego nie zaszło, bo za długo o Iordanescu Legia zabiegała, by już rezygnować. Ale rumuński trener dostał jasny sygnał, że i Legii, i Ekstraklasy musi się jeszcze uczyć. Wynik Legii wypadł tym bardziej wstydliwie, że pozostali pucharowicze pewnie zgarnęli komplet punktów, a cudów ze składem nie robili.
Światło pomarańczowe. Ile nowej jakości w Pogoni i Widzewie?
W 11. kolejce oglądaliśmy zwycięski debiut nowego szkoleniowca Pogoni Szczecin i debiutanckie wyjazdowe zwycięstwo Patryka Czubaka pod wodzą Widzewa. Obie wygrane przyniosły spory oddech ulgi, obie przyszły w efektownym, ofensywnym stylu, ale z żadnej z nich nie da się wyciągać daleko idących wniosków. Na to za wcześnie.
Cieszy ogromnie, że odblokował się Mariusz Fornalczyk, bo to może być przyszłość reprezentacji. Ale "dzień konia" Frana Alvareza nie będzie się powtarzał co tydzień. Nie można też zawsze grać z Niecieczą, czyli – w tym tempie – jedyną drużyną, która nie umie wygrać w Niecieczy. Z kolei Pogoń grała efektownie, ale przez cały mecz z Piastem nad boiskiem unosiły się te same demony potwornej nieskuteczności. Gdyby nie karny w przedostatniej minucie, debiut Thomasberga byłby wspominany zgoła inaczej.
Światło zielone. I’m Sow, Sow impressed!
Obiecuję nie próbować więcej gier słownych z nazwiskiem rozpędzonego Senegalczyka, choć wszystko wskazuje na to, że pisać o nim będziemy regularnie. I świetnie, bo takich historii oczekujemy od piłki nożnej. Mamy faceta, który grywał w lokalnych ligach, za którego nikt nigdy nie płacił. Aż przyszedł Górnik, wyłożył 200 tys. euro i choć nie kupował żadnego "złotego dziecka", to dziś odbiera potężny zwrot inwestycji. Zanim Sow zaczął znęcać się nad Legią, przesądził już o zwycięstwach nad Rakowem i Widzewem.
W pierwszych miesiącach w Ekstraklasie robił sporo wiatru, ale niekoniecznie z efektami. Natomiast jego jesienna forma to absolutny top. Gola zdobył już w debiucie, a po 10 meczach ma sześć bramek i dwie asysty. Dziś Ousmane Sow jest szczęśliwy, spełniony i zapowiada, że chce powalczyć o tytuł króla strzelców. Przeciwko Legii to właśnie on okazał się decydujący dla pierwszej od 2021 roku wygranej Górnika na swojej ziemi. Asysta, wkrótce później gol i dobicie rywali po przerwie. A to nie było jego ostatnie słowo.
