Światło czerwone. Każdy mecz jak samobój
Śląsk to stały bywalec dwóch miejsc - naszej strefy czerwonej oraz dna ligowej tabeli. Wytykanie palcami drużyny z Wrocławia naprawdę nie stanowi żadnej przyjemności, ale jej piłkarze po prostu sami do tego prowokują. Walczyć o utrzymanie można w różnym stylu, by nawet pomimo ostatecznej klęski wzbudzić szacunek kibiców, swoich oraz postronnych. Nie tak wygląda jednak kampania WKS-u, który w zasadzie robi wszystko, by zrazić do siebie nawet tych ostatnich fanów, którzy poświęcą kilka godzin weekendu i w mroźnej aurze pojawią się na stadionie.
Już 28. maja na tym obiekcie odbędzie się finał Ligi Konferencji. Czy już wtedy komentarzy z całej Europy będą mogli mówić, że na co dzień gra na nim drugoligowa drużyna? Wszystko wskazuje na to, że tak.
Światło pomarańczowe. Przygotuj się!
Każdy z nas był świadkiem, jak u niektórych kierowców pomarańczowe światło na skrzyżowaniu potrafi wzbudzić dezorientację. Akurat trzeba przerwać przeglądanie telefonu, otwieranie napoju czy robienie makijażu. W podobnym stanie musiał znajdować się Mbaye Jacques Ndiaye w meczu z Lechią Gdańsk. Napastnik z Senegalu w 49. minucie miał tylko jedno zadanie - trafić do pustej bramki z najbliższej odległości, ale ostatecznie obił piłką poprzeczkę. Gdyby był odpowiednio skupiony na swoich zadaniach, jego drużyna prowadziłaby 1:0.
Zamiast tego musiała jednak zadowolić się jednym punktem po remisie 1:1. Oczywiście nie ma się co znęcać nad chłopakiem, który sam zapewne przeżywał tę okazję jeszcze długo po meczu. Z drugiej strony powinien jak najszybciej popracować nad kwestią koncentracji i najlepiej strzelić kilka bramek, gdyż inaczej pudło sezonu (jeszcze zobaczymy...) może stać się symbolem jego kariery. A tego na pewno by nie chciał.
Światło zielone. 9 goli lidera i wicelidera
Pierwsza i druga drużyna uradowała swoich kibiców wspaniałym otwarciem rundy wiosennej, strzelając przeciwnikom odpowiednio cztery i pięć bramek. Łącznie mają nawet tyle samo zdobytych goli, po 37., takim samym wynikiem może pochwalić się również Legia.
Jakże przyjemnie ogląda się zespoły z naszej ligi, które po prostu starają się grać ofensywnie, nie porzucając tego pomysłu po jednym czy dwóch gorszych spotkaniach. Zamiast wycofywać się z takiej strategii i ściągać szybko doświadczonych obrońców, wolą jeszcze mocniej przyłożyć się do pracy na treningach i udoskonalać wszelkie aspekty gry. Takiej postawie, zarówno na boisku, jak i w gabinetach, można tylko przyklasnąć. Jasne, że poziom rywala również odgrywa istotną rolę, a kryzysy jeszcze nadejdą, ale tego właśnie chcemy - aby skróty z samymi bramkami były zawsze jak najdłuższe!
