Światło czerwone. Kaczka dziennikarska? W Legii bardzo by tego chcieli
Czerwieni w barwach Legii niby nie brakuje, ale ostatnio jest jej wokół klubu zdecydowanie zbyt wiele. Trzy porażki z rzędu to coś, czego nie doświadczyli przy Łazienkowskiej od dwóch lat i woleliby nie dorównywać do sezonu 2023/24, gdy przyszła też czwarta. Tyle że kalendarz zwiastuje wspinaczkę pod stromą górę – w czwartek Szachtar w Krakowie, w niedzielę Lech w Warszawie.
Pojedynczo każda z ostatnich wpadek byłaby do przełknięcia. Nieoczekiwana rotacja z Samsunem? Błąd nowego trenera, dostał nauczkę (jakie wnioski wyciągnął, to już inna sprawa). Trzy gole w Zabrzu? Trójkolorowi są na przeciwległym końcu spektrum motywacji i energii, grają najlepszy sezon od lat. Trzy gole od Zagłębia? Kryzys Piątkowskiego i wszystko zaczęło się sypać. Dałoby się to jakoś ubrać narracyjnie, jednak wszystko wskazuje na to, że Edward Iordanescu nie chce już próbować. Najpierw opowiadał jak katarynka o "kontroli nad meczem" (czy był jakiś, którego Legia nie "kontrolowała"?), a później miał zasugerować odejście. Kiedy trener wywiesza białą flagę i proponuje polubowne rozwiązanie umowy w tak delikatnym momencie, trudno o czytelniejszą oznakę kryzysu w klubie.

Fredi Bobić co prawda zaprzeczył doniesieniom o dymisji Iordanescu. Nazwał to kaczką dziennikarską i mógł, bo faktycznie słowo dymisja pewnie nie padło. Ale informacjom o samej gotowości trenera do odejścia już nie zaprzeczył. O nerwowych spotkaniach? Też nie zaprzeczył. Dobierał słowa tak, by nie powiedzieć za dużo. Przekonywał, że rozmowy z zawodnikami i sztabem to norma, ale ani ich częstotliwość w ostatnich godzinach, ani odwołany trening nie wysyłają przekazu "wszystko w normie". Chyba że mówimy o normie z załączonego mema o psie w płonącym domu...
Skąd mieliby czerpać nadzieję fani Legii w takiej sytuacji? Nawet "najgorsze już za nami" powiedzieć nie mogą, bo do końca października jeszcze sporo może się posypać. Biorąc pod uwagę oczekiwania sprzed sezonu czy przebieg okna transferowego trudno było przewidzieć tak głośną eksplozję balonika. Da się go jeszcze posklejać i nadmuchać?
Światło pomarańczowe. RefCam działa, ale nie pomaga
Eksportowy polski sędzia Szymon Marciniak był pierwszym, który przywdział kamerę na wysokości klatki piersiowej. Zgodna z zaleceniami IFAB technologia RefCam na pewno urozmaica widowisko, ale już pierwsze jej wykorzystanie w Ekstraklasie obaliło słowa sekretarza generalnego PZPN Łukasza Wachowskiego, który zasugerował, że to rozwiązanie pomagające sędziom.
W czym właściwie miała pomóc kamera Marciniakowi? Przecież i tak musiał tłumaczyć się z kontrowersyjnej decyzji o karnym i podpierać rzekomymi SMS-ami od byłych piłkarzy, którzy mieli się z nim zgadzać. RefCam to na pewno urozmaicenie i może wpływać na wartość rozrywkową, ale nie dorabiajmy teorii, że sam w sobie ułatwia sędziom decyzję.
Światło zielone. Spokojnie jak na Podlasiu
W Białymstoku też było ostatnio nieco nerwowo, wokół rozstania z Rafałem Grzybem narosła dość gęsta atmosfera, do tego Abramowicz wypadł z gry. A mimo to Duma Podlasia robi swoje na boisku, w dodatku robi to z przytupem jak podczas mistrzowskiego sezonu. Mają mecz zaległy, a już wspięli się na szczyt i stworzyli najskuteczniejszą ofensywę.
Zostawili daleko za sobą wspomnienie bolesnej porażki 0:4 na otwarcie sezonu, teraz mają 4:0 na podbudowanie przed wyjątkowo trudnym meczem ze Strasbourgiem. Że tylko z Arką? Pomijając wpadkę – bo tak trzeba nazwać remis z Piastem – w Gliwicach żaden rywal nie był w stanie Podlasian złamać, więc i Arka musiała swój bagaż bramkowy z Białegostoku wywieźć. Nie będę nawet próbował porównywać wyników Jagi do innych pucharowiczów, bo o pożarach w Warszawie i Częstochowie piszemy regularnie, a i niepokój z Poznania kibicom Jagiellonii jest na dziś obcy. Dominuje uśmiech satysfakcji, z którego słynie Adrian Siemieniec.
