Jagiellonia Białystok – Górnik Zabrze (1:1)
Jagiellonia nie wygrała trzeciego z rzędu meczu w ekstraklasie, choć - gdyby była skuteczna - już w pierwszej połowie mogła bez trudu rozstrzygnąć to spotkanie na swoją korzyść. Białostoczanie - jak w poprzednich dwóch spotkaniach - znowu pierwsi zdobyli gola, ale też znowu nie zdołali odnieść zwycięstwa.
Żeby pobudzić zespół i dać mu zastrzyk energii po dwóch porażkach, trener Adrian Siemieniec dokonał kilku zmian w ofensywie białostoczan; szansę gry od początku dostali: Oskar Pietuszewski, Miki Villar i Lamine Diaby-Fadiga; w kadrze nie było m.in. leczącego w tygodniu kontuzję Darko Churlinova.
W zespole Górnika również doszło do kilku zmian w składzie, m.in. pauzującego za kartki Rafał Janickiego zastąpił młodzieżowy reprezentant Czech Filip Prebsl, szansę gry od pierwszej minuty dostał Aleksander Buksa, a z ławki rezerwowych mecz zaczął Luka Zahovic.
Jagiellonia miała przewagę od początku meczu, choć w 3. min. Mateusz Skrzypczak zablokował mocny strzał Lukasa Podolskiego. Ale potem to gospodarze utrzymywali się przy piłce, bez trudu ją odbierali przeciwnikowi i stwarzali kolejne, bardzo dobre sytuacje. Byli jednak bardzo nieskuteczni.
W 9. i 10. min. Skrzypczak i Jesus Imaz mieli szansę wpisać się na listę strzelców, ale trafili w poprzeczkę (Skrzypczak) i słupek (Imaz). W 15. min. Filip Majchrowicz obronił strzał Lamina Diaby-Fadigi, w kolejnej akcji ani francuski napastnik ani Jarosław Kubicki nie zdołali tuż przed bramką przeciąć dobrego podania Mikiego Villara. W 18. min. sam Villar powinien wpisać się na listę strzelców, ale nie zdołał czysto uderzyć kozłującej piłki.
W tej fazie meczu Jagiellonia nie przeważała, a dominowała; Górnik bronił się głęboko i na tym się skupiał. W 20. min. - aktywny po lewej stronie boiska Oskar Pietuszewski ograł w polu karnym obrońcę Górnika i strzałem w długi róg dał białostoczanom prowadzenie. To pierwszy gol 16-latka w ekstraklasie.
Ale po strzeleniu tej bramki Jagiellonia nieco się cofnęła. Co prawda w 26. min. Majchrowicz obronił strzał głową Imaza, ale pierwsza okazja Górnika zakończyła się wyrównaniem. W 34. min. piłkę z rzutu wolnego dośrodkował Matus Kmet, a Kryspin Szcześniak głową skierował ją do bramki gospodarzy.
Po stracie gola Jagiellonia ruszyła do odrabiania strat. Znakomite okazje zmarnował przed przerwą przede wszystkim Diaby-Fadiga, który w 41. min. przestrzelił z powietrza, a doliczonym czasie tej połowy uderzył zza obrońców, ale też nie trafił.
W drugiej połowie kibice oglądali zupełnie inny mecz. Po trzech zmianach w składzie Górnika w przerwie, gra się wyrównała. Jagiellonia miała ogromne problemy z płynnością swoich akcji i kreowaniem sytuacji, goście czekali na kontry, choć było widać, że i remis ich zadowala. Nic nie dały zmiany w zespole gospodarzy, m.in. wejście na boisko Afimico Pululu i Kristoffera Hansena.

W 64. min. Jagiellonia była bliska objęcia prowadzenia, ale Paweł Olkowski zdołał wybić niemal z linii bramkowej piłkę po strzale Imaza. W 74. min. Edi Semedo trafił do siatki, ale był na spalonym. Niecelnie strzelali Skrzypczak i Kubicki. Za to goście niemal w ostatniej akcji meczu mogli zdobyć zwycięskiego gola, ale Sławomir Abramowicz zdołał obronić płaski strzał przy słupku Kamila Lukoszka.
Po meczu powiedzieli:
Piotr Gierczak (trener Górnika): "Chciałbym podziękować mojemu zespołowi za zaangażowanie, determinację, wolę walki, że walczył do ostatniego gwizdka, żeby meczu nie przegrać, a nawet mieliśmy okazję, żeby wygrać. Na pewno pierwsza połowa była ciężka w naszym wykonaniu ze względu na indywidualne błędy, bardzo proste, które popełnialiśmy i w ten sposób napędzaliśmy Jagiellonię, chociaż muszę powiedzieć, że grała ona bardzo intensywnie, chciała ten mecz zamknąć już w pierwszej połowie. Cieszy to, że po straconej bramce dążyliśmy do odrobienia straty i nam się to udało. Druga połowa była w naszym wykonaniu dużo lepsza. Nie było tak dużo strat. Chłopcy bardzo dużo się nabiegali, dali z siebie wszystko, włożyli w ten mecz całe +serducho+ i za to im chwała".
Adrian Siemieniec (trener Jagiellonii): "Dziękuję kibicom, byli dzisiaj fantastyczni, zarówno jeśli chodzi o doping, jak i o frekwencję. Przychodzi komplet publiczności nie na Ligę Konferencji, a na potyczkę ligową, widać było, że miasto wierzy w tę drużynę i kibice są z drużyną, chcą z nią być do końca. Oczywiście, jest to rozczarowujący remis i można się tu silić na wszelkie teorie związane z tym meczem, jego przebiegiem, itd. Gdybyśmy jednak wykorzystali przynajmniej połowę sytuacji, które mieliśmy w pierwszej połowie, to powinniśmy ten mecz już wtedy skończyć i tyle. W piłce nożnej jest tak, że jak nie zamykasz meczu, kiedy masz taką możliwość, to przeciwnik nie będzie ci wiecznie pozwalał stwarzać sytuacje. W drugiej połowie trener Górnika zareagował zmianami, jego zespół troszkę zacisnął szyki, sytuacji mieliśmy zdecydowanie mniej. Martwi to, że przeciwnik nie musiał dużo zrobić, żeby zdobyć bramkę, a my musieliśmy się bardzo dużo napracować, żeby tworzyć sytuacje. Szkoda że ich nie wykorzystaliśmy, dlatego nie wygraliśmy. Trzeba walczyć do końca i wierzyć, że dopóki piłka w grze... My się na pewno nie poddamy. Zostały trzy mecze, gramy w nich o wszystko i zobaczymy, jak to się skończy"
Cracovia – Lechia Gdańsk (0:2)
Cracovia przystąpiła do tego meczu osłabiona brakiem trzech kluczowych piłkarzy: Otara Kakabadze, Virgila Ghity i Filipa Rózgi. Z kolei w Lechii nie mógł wystąpić kontuzjowany napastnik Tomas Bobcek. Zastąpił go pochodzący z Krakowa Kamil Głogowski.
Cracovia mogła objąć prowadzenie w 12. minucie. Ajdin Hasic otrzymał świetne podanie od Benjamina Kallmana, ale jego strzał zablokował Bujar Pllana. Gospodarze potem wykonywali rzut rożny, do piłki doszedł Mauro Perkovic, ale nie trafił w bramkę strzelając z kilku metrów.
Lechia przed przerwą nie wypracowała sobie żadnej okazji bramkowej, za to tuż po wznowieniu gry objęła prowadzenie. Camilo Mena podał z prawego skrzydła, piłkę jeszcze podbił Mauro Perkovic, a zamykający akcję z lewej strony Maksym Chłań z bliska skierował ją do bramki. To był czwarty gol ukraińskiego skrzydłowego w tym sezonie.
Mimo straty gola Cracovia nie podkręciła tempa. Jej ataki były schematyczne. Dopiero w 69. minucie wprowadzony chwilę wcześniej Fabian Bzdyl oddał groźny strzał z 16 metrów, ale minimalnie chybił. W 83. minucie bliski wyrównania był Kallman, który posłał piłkę tuż obok słupka.
Chwilę później Bzdyl sfaulował w polu karnym Kacpra Sezonienkę i arbiter podyktował "jedenastkę". Jej pewnym wykonawcą okazał się Ukrainiec Iwan Żelizko.
Lechia wygrała drugi kolejny mecz i z dorobkiem 33 punktów awansowała na 14. miejsce w tabeli. Z kolei Cracovia poniosła drugą z rzędu porażkę na własnym stadionie.

Po meczu powiedzieli:
John Carver (trener Lechii Gdańsk): "Straciłem w tym meczu głos, ale postaram się coś powiedzieć. Sposób gry, jaki zaprezentowaliśmy dzisiaj był jednym z najlepszych od kiedy pracuję w Gdańsku. Dotychczas na wyjazdach mieliśmy dobre i złe momenty, ale nie dowoziliśmy wyniku. Myślę, że widzieliśmy drużynę, która włożyła duży wysiłek i nie zrobiła błędu, który spowodowałby stratę bramki. Widzieliśmy, że będzie to trudny mecz, bo graliśmy z dobrym zespołem ale musieliśmy zrobić wszystko, aby wygrać ten mecz".
Dawid Kroczek (trener Cracovii): "Myślę, że Lechia wygrała zasłużenie. Nie zrobiliśmy za wiele, aby osiągnąć korzystny wynik. To, co wydarzyło się w drugiej połowie, jest nie do przyjęcia. Nasza apatia i brak energii sprawiła, że nie mieliśmy zbyt wielu okazji bramkowych. Początek spotkania był chyba najlepszy w naszym wykonaniu. Mijalismy pierwszą linię pressingową, ale potem był problem z tworzeniem sytuacji, bo graliśmy do 60. metra, a potem pojawiały się problemy. Po przerwie dość szybko straciliśmy bramkę w kuriozalnych okolicznościach, bo po faulu któryś z naszych zawodników powinien stanąć przy piłce i nie pozwolić Lechii na szybkie rozegranie rzutu wolnego. Jak będziemy się tak zachowywać, to będziemy przegrywać. Nie byliśmy w stanie wykonać stałego fragmentu gry, wypracowaliśmy tylko dwie okazje Fabiana Bzdyla i Benjamina Kallmana. To za mało, aby wygrać. Taka gra, jaką zaprezentowaliśmy jest nie do przyjęcia".
Piast Gliwice – Radomiak Radom (0:0)
W pierwszym meczu między tymi zespołami w Radomiu padł remis 1:1. Po 30. kolejkach obie drużyny plasują się w dolnej części tabeli, ale nie są zagrożone spadkiem. Piast już przed startem spotkania zapewnił sobie utrzymanie, a Radomiak był tego bardzo blisko.
Spotkanie nie miało wielkiego tempa na początku i brakowało okazji do goli. Częściej atakował Piast, ale bez konkretnych sytuacji, które mogłyby dać prowadzenie gospodarzom. Najlepszą sytuację Piast miał po prawie pół godziny gry. Miłosz Szczepański świetnie zagrał w pole karne, tam piłkę przejął Tihomir Kostadinov, ale w dogodnej sytuacji uderzył nad poprzeczką.
Pod koniec pierwszej połowy Radomiak był bliski strzelenia gola. Rafał Wolski dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Abdula Tabsody, ale ten uderzył bardzo niecelnie. Ostatecznie do przerwy nie oglądaliśmy goli w Gliwicach.
Początek drugiej połowy nie przyniósł zmiany obrazu gry, a po upływie godziny gry trenerzy zdecydowali się na zmiany. W ekipie gospodarzy na murawę wszedł, a u gości zobaczyliśmy aż trzy rotacje.
Po zmianach lepiej wyglądał Radomiak, który zaczął tworzyć okazje, a najlepszą miał Capita, który od połowy boiska ścigał się z Akimem Zedadką, zdołał przed nim wbiec w pole karne, ale obrońca Piasta w ostatniej chwili skutecznie wybił go z rytmu i gracz gości uderzył niecelnie. Capita miał kolejną szansę na dziesięć minut przed końcem spotkania, jednak tym razem dobrze interweniował Frantisek Plach.
Gospodarze przebudzili się w samej końcówce, ale dobre strzały z dystansu ostatecznie nie wpadły do siatki. Sędzia Paweł Raczkowski zdecydował się doliczyć tylko dwie minuty do regulaminowego czasu, a wynik się nie zmienił. Dla Piasta był to już dwunasty podział punktów w sezonie.

Po meczu powiedzieli:
Joao Henriques (trener Radomiaka): "Pierwsza połowa nie miała żadnej historii, była słaba w naszym wykonaniu. Oba zespoły nie stworzyły żadnych sytuacji. W przerwie porozmawialiśmy z zawodnikami i druga część była dużo lepsza. My mieliśmy szanse do zdobycia goli, Piast również je stworzył w końcówce.
- Remis jest sprawiedliwy, patrząc na przebieg całego spotkania. Nie jestem nigdy zadowolony, jeśli nie wygrywamy. To moje podejście. Natomiast, jeśli nie uda się zdobyć trzech punktów, bardzo ważne jest, by nie przegrać. W pierwszej połowie nie zrobiliśmy nic, nie oddaliśmy żadnego strzału, wyglądaliśmy, jakbyśmy byli zmęczeni, graliśmy apatycznie. To nie była nasza tożsamość. W drugiej połowie był to Radomiak, jaki chcę widzieć, kreowaliśmy sytuacje".
Aleksandar Vukovic (trener Piasta): "Punkt nie jest wymarzonym osiągnięciem, kiedy gra się u siebie. Ale go szanujemy. Celem było też pokazanie się z innej strony pod kątem energii i organizacji gry niż to było w ostatnich dwóch meczach. Myślę, że drużyna wyszła dziś na boisko z nastawieniem, jakiego zawsze sobie życzę. Nie pozwoliliśmy rywalom na wiele, sami stworzyliśmy sytuacje, których nie zamieniliśmy na gole. Graliśmy z zespołem będącym – co najmniej – na naszym poziomie. Z całokształtu jestem zadowolony, bardziej z pierwszej połowy. Chciałbym, żebyśmy tak zagrali w całym meczu, ale na ten moment w przypadku naszej drużyny jest to nierealne.
- W przypadku Jorge Felixa (wyjechał do Hiszpanii w sprawach rodzinnych) kwestia jest mocno prywatna. Nie było innej możliwości, by wyjść naprzeciw potrzebom zawodnika. Nie będziemy go pospieszać. Nie ma określonej daty jego powrotu, ale myślę, że jeszcze w tym sezonie będzie z nami na boisku".