Górnik Zabrze - Piast Gliwice (1:0)
Ostatni mecz niedzieli to górnośląskie derby, choć nie te największe. Kibice Górnika od lat dogryzają, że jest ich więcej w Gliwicach, dlatego Piast chętnie sprawiłby niespodziankę i uciszył trybuny w Zabrzu. Faworytem musieli jednak być gospodarze i to oni zdecydowanie – by nie powiedzieć miażdżąco – przeważali w pierwszej połowie. Zaczęło się od świetnej okazji Aleksandra Buksy w 10. minucie, który trafił tylko w dobrze ustawionego Placha. Po kilku minutach spokoju w kilkadziesiąt sekund swoje strzały oddawali Rasak, Zahović i Lukoszek. Wreszcie, w 34. minucie wydawało się, że Buksa z dwóch metrów musi pokonać Placha, ale Słowakowi pomógł wślizgiem Czerwiński. Według wskaźnika xG Trójkolowi mogli wpakować ponad dwa gole gościom do przerwy, ale nie weszło im nic.
Z kolei Piast doczekał się dwóch prób wymagających ruchu od Szromnika, choć trudno mówić o wielkich paradach. W 12. minucie Chrapek bezpośrednio z wolnego oddał bramkarzowi piłkę w rękawice, a i w 36. minucie Szromnik Chrapka zatrzymał. Po przerwie obraz gry stał się jeszcze bardziej frustrujący, szczególnie z punktu widzenia gospodarzy. Mieli posiadanie piłki powyżej 70 proc. i nie mogli z tego wykrzesać choćby jednej trzeciej sytuacji sprzed przerwy. Rosnące zmęczenie widać było po obu stronach mimo wykorzystania przez każdego z trenerów po cztery zmiany na kwadrans przed końcem.
Nieoczekiwanie wiele emocji dostarczyła końcówka spotkania, choć zdecydowanie mniej tych sportowych niż byśmy chcieli. Wprowadzony dopiero w 73. minucie Lukas Podolski za bardzo ostre wejście w nogę rywala nie otrzymał żadnej kartki, choć nawet czerwona nie byłaby na wyrost. Legenda Trójkolorowych następnie parokrotnie dawała upust nerwom, ale skończyło się na żółtej kartce. Za to czerwień pojawiła się w doliczonym czasie dla Jakuba Czerwińskiego. Ten ordynarnie uderzył Erika Janzę i zapracował na karę, choć przyznaną dopiero po konsultacji z VAR. A wynik? Decydujący okazał się zmiennik Yosuke Furukawa, który w świetnej akcji zespołowej domykał lewy słupek i piłki od Olkowskiego nie przyjmował, tylko huknął perfekcyjnie pod poprzeczkę. Nawet świetnie dysponowany Plach nie miał szans.

Raków Częstochowa - Korona Kielce (1:1)
Raków w tym sezonie słynie ze skutecznego odbierania meczom emocji – po objęciu prowadzenia neutralizuje rywali i z najskuteczniejszą w lidze defensywą dowozi zwycięstwa. Korona musiała więc liczyć, że niedzielny mecz stanie się wyjątkiem od reguły, jak ostatnie starcie Medalików z Jagiellonią. Gospodarze chcieli zrobić swoje szybko, już po 30 sekundach Berggren próbował strzału z dystansu, rozgrzewając Dziekońskiego. Uścisk Rakowa trwał ponad kwadrans i Korona wywalczyła więcej przestrzeni, gdy Koczergin huknął na wagę bezcennego prowadzenia. Jego uderzenie z ponad 20 metrów nie sprawiłoby pewnie problemu Dziekońskiemu, gdyby nie solidny rykoszet od Pau Resty. Wynik był więc otwarty, ale mecz… niekoniecznie.
Dysponująca ograniczonym potencjałem ofensywnym Korona Kielce nie była w stanie realnie zagrozić Kacprowi Trelowskiemu przed przerwą, a najlepszą sytuację miał w 42. minucie Adrian Dalmau, który uderzenia nie zdołał jednak zamienić na gola. Po powrocie kielczanie poprawili się i próbowali nadgryźć gospodarzy bardzo szybko. Zapędy udało się zgasić miejscowym, którzy łapali Koronę na spalonym i bronili przekonująco przy stałych fragmentach.
O atakach swoich ulubieńców kibice w Częstochowie mogli na długo zapomnieć, ale w 87. minucie Michael Ameyaw znalazł się o centymetry od pierwszego gola przy Limanowskiego. Jego strzał pod dalszy słupek wyszedł na aut, co zemściło się po paru minutach. Wprowadzony na końcówkę Shuma Nagamatsu doskonale utrzymał się przy piłce przed bramką, oddał do wolnego Dalmau, a ten ozdobił mecz swoim piątym golem w sezonie na minutę przed końcem! Gospodarze znaleźli się nieoczekiwanie z nożem na gardle w doliczonym czasie i tym razem Korona z najwyższym wyrachowaniem utrzymała wynik.

Radomiak Radom - Stal Mielec (1:2)
Mielczanie przyjechali do Radomia w poszukiwaniu pierwszego wyjazdowego zwycięstwa od lutego, tymczasem Zieloni chcieli zbudować serię trzech meczów bez porażki po wygranej w Szczecinie i remisie z Piastem. Lepsze wejście w raczej niemrawych pierwszych fragmentach zanotowali goście, gdy Dadok główkował niecelnie po doskonałej wrzutce w 7. minucie. W rewanżu Zie Ouattara po świetnym wypuszczeniu przez Domańskiego celował w bramkę, ale Piotr Wlazło wybił na róg. Tuż przed półgodziną zrobiło się gorąco: bardzo dobry strzał Getingera zatrzymał Kikolski, moment później Radomiak wyszedł z atakiem, po którym Esselink błędem ułatwił zadanie, ale Peglow pozwolił doskoczyć rywalom i nic nie wyszło. Trzecim akordem była ręka Grzesika i karny Wlazły. Egzekutor uderzył wysoko w środek, ponad rzucającym się w lewo Kikolskim.
Radomianie musieli odpowiedzieć i starali się to zrobić. Wcisnęli Stal w jej pole karne przed przerwą, ale efekty okazały się katastrofalne. Gola nie zdobyli gospodarze, za to przy drugiej kontrze wyprowadzonej przez Krykuna to mielczanie podwoili prowadzenie. Jaunzems z prawej dograł przed bramkę, a tam Szkuryn tylko delikatnie trącił piłkę, by ominęła wślizg Kikolskiego. Trener Baltazar zareagował wpuszczeniem Rafała Wolskiego po przerwie i kolejny kwadrans Radomianie spędzili jak rekiny krążące wokół pola karnego. Ten okres zwieńczył świetną główką Vagner, ale Mądrzyk heroicznie ją wybronił.
Po godzinie spotkania mielczanie oswobodzili się z uścisku Zielonych i sami szukali podwyższenia wyniku, by zamknąć mecz. W 68. minucie Kikolski świetnie zatrzymał i chytry strzał Szkuryna, i dobitkę z ostrego kąta Dadoka. Niewiele ponad pięć minut później gorąco było już pod drugą bramką. Leandro próbował strzelać po podaniu Grzesika, ale niecelnie. Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł Dadok, którego praca w ofensywie często ratuje Stal, a tym razem pechowo trącił piłkę do bramki w 74. minucie. Rwany ostatni kwadrans nie pozwolił ani Stali uspokoić gry, ani Radomiakowi wyrównać. Absolutnie najlepsza okazja przyszła pięć sekund przed końcem ostatniej, 96. minuty, gdy Raphael Rossi doszedł do strzału, ale jego lob minął bramkę.
